Postawiono raz dla kobiet
w mieście pewnym (gdzie – nie powiem)
ogromnie wielkie więzienie.
Do dziś jeszcze krążą cienie
na śmierć zapłakanych córek,
matek, żon … Od świata murem
odcięte, wszystkie płakały,
aż ostatnie łzy wylały.
Z tych łez powstało jezioro …
Baśni o nim dziś jest sporo:
o wysepkach pływających
niby włosy kobiet śpiących,
o przecudnej młynareczce,
co się utopiła w rzece,
o królewnie zapomnianej …
Dziś na wyspie stoi zamek.
Swoje gniazdo ma tam gołąb.
Chyląc przed nim swoje czoło
baśń tę właśnie napisałam.
Wieki temu to się stało.
Pewien bardzo młody rycerz
przemierzając okolice
malowanych polskich jezior
pełną ptactwa, dzikich zwierząt
na polanie się zatrzymał.
Wkoło piękna jarzębina
swe korale zachwalała.
Po co mu je wystawiała? …
Może gdyby został dłużej …
Zanosiło się na burzę.
Od północy nadciągała…
Niedaleko chatka stała.
Jadąc widział ją z daleka.
W niej myślał burzę przeczekać.
Szybko wziął się do odwrotu …
Jeszcze tylko parę kroków.
Nagle – błysk i grzmot pioruna!
Zapłonęły leśne runa.
Ogień odciął dalszą drogę.
Wyglądało bardzo groźnie.
Pod nogami drżała ziemia.
Koń co chwilę stawał dęba.
Krzyki ptaków i ryk zwierząt
echo niosło aż do jezior.
Wiatr zaś kręcił się jak świder.
Skóra cierpła na ten widok.
Diabeł w leśną ciszę wkroczył? …
Blady strach mu zajrzał w oczy.
Zrzucił z konia worek z sieczką
i ratował się ucieczką.
Ogień – dwa, trzy kroki za nim.
Przez prześwity i duktami
pędził kłusem i galopem,
aż się znalazł nad jeziorem.
Czarno było od północy.
Przetarł przerażone oczy
i zobaczył w nich dziewczynę.
W rękach niosła jarzębinę.
Platynowo – złote włosy
niczym welon wiatr unosił.
Zachwyciła go urodą.
Pannę młodą miał przed sobą?
Dech zaparło rycerzowi.
Nie potrafił się wysłowić.
Ale swąd dochodził z lasu.
Więc nie tracąc chwili czasu
pannę mocno w pasie schwycił
i na konia szybko wrzucił.
Popędzili wzdłuż jeziora.
Panna była przerażona.
– Ktoś ty jest! – wołała – Puść mnie!!
Rycerz do niej jeszcze głośniej:
– Feuer! Las się pali! Feuer! …
Uciekają przed pożarem
dojechali wnet do wioski.
Nikt się nie spodziewał gości.
Wszędzie było dziwnie głucho.
Dochodziło tylko echo
od jeziora odbijane.
Zapukali już nad ranem
do drzwi bardzo starej chaty.
– Kogo Bóg prowadzić raczy? –
uchyliła drzwi staruszka.
– Tu prócz mnie już nikt nie mieszka.
Rycerz z trudem składał słowa:
– Czy … gdzieś … można … zanocować? …
– Ja użyczę wam noclegu …
Na zawiasach zestarzałych
drzwi cichutko zaskrzypiały.
Weszła panna za nią rycerz.
W izbie stały już dwie prycze
z wypchanymi siennikami.
Dzień się budził za oknami
gdy do snu się układali.
Długo, bardzo długo spali,
bo aż do drugiego ranka.
Pierwsza z „łóżka” wstała panna.
Popatrzyła na rycerza
i uklękła do pacierza.
Zakończyła go ze łzami:
– Panie, zmiłuj się nad nami.
Rycerz słysząc to wołanie
cichuteńko podszedł do niej
i zapytał: – Meine Liebe,
cóż tak niepokoi ciebie?
– Ojciec za mąż wyjść mi każe.
Dzisiaj stanę przed ołtarzem.
A ja pokochałam … ciebie.
Co mam robić? Sama nie wiem.
Rycerz czule objął pannę:
– Meine Liebe, chcesz wyjść za mnie?
Staruszeczkę pożegnali
i do ojca pojechali …
Nie pomogły prośby, groźby.
Ojciec nie wyraził zgody:
– On nie będzie moim zięciem.
I zagroził jej więzieniem.
Rozpacz młodych była wielka,
gdyż wiedzieli co ich czeka.
Mur ogromny. Wkoło woda.
Za tym murem „panna młoda”.
Co dzień gołąb ją odwiedzał.
W dzień na parapecie siedział,
nocą zmieniał się w rycerza.
Możesz w baśń tę powątpiewać,
bo gołębi wszędzie gąszcze.
Tego poznasz po obrączce.