Baśń o róży

W baśni tej, pozwólcie dzieci,
że wpierw wspomnę o Cerekwi,
podradomskiej wiosce. Starej.
Już za Jagiellonów znanej.

W wiosce tej, przy samych stawach,
Włodarczyków kuźnia stała.
Stała tam od pra … pradziada.
Teść mi o niej opowiadał,
że słynęła w okolicy
z końskich podków i rozlicznych
okuć, krat, obręczy, zamków,
klamek, kluczy, gwoździ, haków …
Na kościele, niczym strażnik,
do dziś stoi krzyż żelazny,
też wykuty w tamtej kuźni …

Krąży także baśń wśród ludzi,
że lat temu sto, lub później
w kuźni tej wykuto różę.
Najpiękniejszą z róż na świecie.
O niej właśnie się dowiecie.

Pewien młody legionista,
idąc raz przez wrzosowiska,
dostrzegł z dala młodą pannę.
Myślał podejść kroków parę,
by się móc jej przyjrzeć z bliska.
Lecz mu panna z oczu znikła.
Wzrokiem szukał. Wypatrywał.
Czy nie idzie, nadsłuchiwał …
Aż zobaczył ją. Na chwilę,
panna, lekko jak motylek,
siadła na dywanie z wrzosów.
I urzekła go. Był gotów
nawet złamać Przyrzeczenie,
by się tylko z nią ożenić.
Świat mu zawirował w głowie.
„Ta lub żadna” – przyrzekł sobie.
Postanowił ją zagadnąć.
– Hej, panienko, goście jadą!
Panna słysząc, że ktoś woła,
rozejrzała się dokoła
i z naręczem pełnym wrzosów,
całkiem znikła z jego oczu.
Zaczął szukać swej wybranki …
Nawet wróżył u Cyganki.
– Dasz pięć groszy, to ci powiem,
gdzie masz żony szukać sobie.
– Chcesz pięć groszy?! Aż pięć groszy?!
Szeroko otworzył oczy,
uszom własnym nie dowierzał:
– Tyle to ja nawet nie mam!
Naindorzył się, sczerwieniał,
szukał, grzebał po kieszeniach,
aż wyciągnął z nich dwa grosze.
– Mam dwa grosze. Powiedz, proszę,
w którą choć mam ruszyć stronę,
by odnaleźć swoją żonę?
– Idź przed siebie. Nie zawracaj.
Panna jest na końcu świata –
wywróżyła mu Cyganka.
– to dopiero niespodzianka!
(Wczoraj widział ją we wrzosach.
Już na koniec świata doszła)?
Zadrwił z wróżby legionista:
– Ależ mi Cyganka zmyśla.
Ta się tylko uśmiechnęła.
Nim obejrzał się – zniknęła.
„To złodziejka. To oszustka.
Ależ ze mnie głowa pusta”.
Rozejrzawszy się wokoło
puknął się trzy razy w czoło
i wyruszył wprost przed siebie …
Szedł o wodzie i o chlebie.
Jak pies szukający pana
krążył do białego rana.
Utrudzony, umęczony,
śpiący, głodny i spragniony,
niemal odczuł „koniec świata”.
O „nim” mówiła Cyganka?
Szybko wyjął z torby bukłak
i do pierwszych drzwi zapukał.
W drzwiach zobaczył legionista
piękną pannę z wrzosowiska.
Krucze włosy, jak aksamit
ozdobione różyczkami
zasłaniały jej ramiona.
Stała przed nim jak madonna.
Jak nad świętościami świętość.
Legionista ukląkł przed nią.
Szybko schował w torbę bukłak
i wyszeptał: – Moja luba,
jesteś moim przeznaczeniem.
Spełnię każde twe życzenie,
tylko zostań moją żoną.
Panna, niby ucieszona
i w rozmowie bardzo miła,
gościa prawie odprawiła…
Ale serce, że nie sługa,
wykręciło jej psikusa
i do duszy przemówiło:
– Nie odtrącaj go.. To miłość ..
Zobacz jaki on uroczy ..
Panna patrząc w jego oczy:
– Miły panie, nie odmawiam.
Ale sprawę jasno stawiam.
Jeśli mi przyniesiesz różę,
(czekam tydzień, lecz nie dłużej)
której nie mam w swym ogrodzie,
to za ciebie wyjść się zgodzę.
Cóż miał robić legionista.
Na jej propozycję przystał …
Spojrzał w jej chabrowe oczy,
na jej kruczo – czarne włosy,
na różyczki w nie wplecione
(białe, żółte i czerwone)
i wyruszył szukać swojej ..
Pierwszą przyniósł przed wieczorem,
pospolitą różę dziką.
Rano przyniósł różę siną.
Już w południe jabłkowatą.
Przed kolacją był z herbatnią.
Dwa dni znosił pomarszczone:
karminowe i czerwone.
Potem szkockie i francuskie.
Także róże damasceńskie,
azjatyckie i bengalskie …
Nawet były róże chińskie.
Wszystkie miała w swym ogrodzie!
Więc gdy siódmy dzień nadchodził,
znów zobaczył „koniec świata”.
Zamknął oczy, by nie płakać …
I zobaczył w nich kowala.
Znali się od bardzo dawna.
Miał odwagę go poprosić:
– Potrzebuję twej pomocy.
Wykuj mi czerwoną różę.
Jutro rano mieć ją muszę.
Ma wyglądać tak, jak żywa.
– Znasz kowala Włodarczyka,
co ma kuźnię przy jeziorze?
Tylko on ją wykuć może.

Był już wieczór, może później.
Kowal jeszcze był w swej kuźni.
Jeszcze ognia nie wygasił …
Rano róża w pełnej prasie,
czekała w szklanym wazonie.
Legionista podszedł do niej.
Świeża była jak poranek.
Jeszcze rosa była na niej.
Ciemnopurpurowe płatki,
mięciusieńkie jak aksamit,
uśmiechały się szczęśliwe.
Drżały niespokojnie liście,
by się nic nie stało złego.
Legionista po nią sięgnął …
Wtedy róża przemówiła:
– Wróżba wreszcie się spełniła.
Panna już w ogrodzie czeka …
Idźmy, bo droga daleka …

Dziś już nie ma tamtej kuźni.
Nie ma także pięknej róży.
A jedynie baśń przetrwała.
którą wam opowiedziałam.

Dodaj komentarz