Późną jesienią kilka minut po północy do pewnego domu przez małą szparkę w niedomkniętych drzwiach balkonowych wślizgnęła się szara myszka. Cóż w tym dziwnego, że się wślizgnęła? Wlatują przecież ćmy, mole – nie mówiąc o natrętnych muchach i tnących komarach. Zdarza się też, że włażą różne żuki, skorki. Albo wpadnie jakiś wróbel, czy gołąb … i …wielu innych niespodziewanych „gości”.
Więc cóż dziwnego, że wślizgnęła się szara myszka?..
Co dziwnego?… Ona ..się..wpro-wa-dzi-ła!
-Nareszcie – westchnęła, wciągnąwszy na dywan plecak z podpisem „Myszka Szaryszka” i wyprostowała plecy. Po chwili odpoczynku ziewnęła, przeciągnęła się i zaczęła rozglądać się dokoła. Na wszelki wypadek mocno nadstawiała raz prawe, raz lewe ucho i nasłuchiwała od czasu do czasu. Było cicho, jak makiem zasiał. Zauważyła kanapę, stół z krzesłami, do sufitu regał i coś na trzech nogach, czego do tej pory nie widziała. Czarne było i błyszczące. Ale nie zastanawiała się, do czego to coś może być potrzebne. Pokój, oprócz drzwi balkonowych, przez które wprowadziła się, miał jeszcze jedne drzwi. Były także niedomknięte. Zaciekawiło ją, co może być za tymi drzwiami. Zostawiła nierozpakowany bagaż na dywanie i podeszła do nich. Popatrzyła na bardzo wąziutką szparkę w drzwiach i aż pokręciła główką – taka była wąziutka. Musiała dobrze zastanowić się, jak przez nią się prześlizgnąć. Najpierw zrobiła wielki wydech. Potem wciągnęła obydwa boki swojego okrągłego brzuszka i po chwili .. Udało się. Znalazła się po drugiej stronie drzwi.
Nadstawiwszy jeszcze dokładniej prawe ucho, bo lepiej przez nie słyszała (przynajmniej tak się jej zdawało) rozejrzała się dookoła siebie.
Na środku długiego korytarza leżał wąski chodnik.
-Nareszcie – stanąwszy na brzegu chodnika, westchnęła drugi raz. Przebiegając szybko oczami po ścianach przeliczała drzwi. Przeliczyła raz. Przeliczyła drugi raz. Na wszelki wypadek trzeci raz. Wszystkie rachunki zgodziły się. Drzwi było siedmioro. Jedne były otwarte na oścież, inne uchylone, troje było zamkniętych. Były też jeszcze jedne drzwi. Ale te nie były zwykłymi drzwiami. Ani nie były zamknięte, ani otwarte, ani uchylone. Nie miały klamki. Nie miały też matowej szyby.
-Jakaś dziwna zasłona – pomyślała sobie Szaryszka.- Takiej jeszcze nie widziałam – ze zdumienia złapała się za głowę.
Ale zadowolona z pierwszych oględzin uśmiechnęła się do siebie pod wąsem.
-Nareszcie – westchnęła kolejny raz.
Jeszcze raz rzuciła wzrokiem na wszystkie drzwi i na paluszkach przeszła przez drzwi otwarte na oścież. W malutkim pokoiku w dwóch malutkich łóżeczkach spały malutkie dzieci i uśmiechały się przez sen. Po lewej spała dziewczynka. Po prawej chłopczyk.
-Więc to jest pokój dzieci – przeleciało jej przez myśl. – „Chłopczyk” i „Dziewczynka” – nazwała je po swojemu. – Ciekawe co im teraz się śni?
Przyjrzała się im uważnie. Uśmiechnęła się do nich. Pomachała łapką najpierw „Dziewczynce”, potem „Chłopczykowi” i powolutku, cichutko, na palcach wyszła z pokoju. Przeszła na drugą stronę korytarza. Stanęła przy uchylonych drzwiach. Zza drzwi dolatywało lekkie chrapanie. Na wszelki wypadek nie wchodziła do środka. Dyskretnie zaglądając stwierdziła, że chrapanie dochodziło z tapczanu.
-Sypialnia rodziców – stwierdziła i nie zatrzymując się na dłużej, przebiegła na drugą stronę korytarza i stanęła przed dziwną zasłoną. Zmierzyła ją wzrokiem od góry do dołu i stwierdziła, że to tylko normalne drewniane kołeczki nawleczone od góry do dołu na sznurki. Były ułożone dość gęsto i nie było widać co jest za nimi.
Ciekawość Szaryszki była jednak tak wielka, że postanowiła kołeczki rozsunąć.
Ledwo dotknęła jednego z nich, a wszystkie kołeczki na raz podniosły alarm. Aż odskoczyła.
Niespodziewany dźwięk kołeczków obudził mamę. Zaniepokojona, natychmiast, obudziła tatę.
-Kochanie, obudź się. Ktoś chodzi po domu … Chyba wszedł do kuchni.
Szaryszka znieruchomiała. Ze strachu tak się spociła, że aż przemoczyło się jej szare futerko.
Za chwilę odezwał się tata.
-Śpij, Mamuśka. Nikt nie chodzi. To na pewno przeciąg. Nie zamknąłem drzwi na balkon – i powiedziawszy to, natychmiast, zasnął.
Mamuśkę jednak dźwięk kołeczków musiał bardzo niepokoić. Delikatnie obudziła męża.
-Kochanie, wstań i zamknij je – spokojnie poprosiła śpiącym głosem.
-Kogo? – półprzytomnie zapytał mężczyzna.
-Drzwi na balkon – odpowiedziała zniecierpliwiona Mamuśka.
Szaryszka, nie słuchając dalszej rozmowy, natychmiast uciekła od wrzeszczącej zasłony. Nawet nie zastanawiała się jak ma się prześlizgnąć przez wąziutką szparkę w drzwiach. W oka mgnieniu znalazła się w swoim pokoju. Złapała swój plecak i schowała się razem z nim za kanapę.
Za chwilę do pokoju wszedł tata. Wysoki, barczysty mężczyzna. Jednym energicznym ruchem zamknął drzwi balkonowe i wyszedł…
Po dłuższej chwili, gdy wszystko ucichło, Szaryszka westchnęła kolejny raz. Tym razem bardzo głęboko. Najgłębiej jak tylko potrafiła.
-Nareszcie…Nareszcie jestem w domu, w którym drzwi są otwarte. No, z wyjątkiem tych trzech i tych krzyczących. No i tych na balkon. Ale te już mogą być sobie zamknięte.
Zmęczona trudami poszukiwania nowego mieszkania Szaryszka nareszcie mogła odpocząć. Wyciągnęła ze swojego plecaka małą poduszeczkę. Rozłożyła ją w szczelinie między ścianą a kanapą i natychmiast na niej usnęła.