– Kraaaaaa … kraaaa … kra … – od dłuższego czasu dzieci idące do przedszkola słyszały różne głosy małego czarnego ptaszka. Czasem to było długie, głośne, krzykliwe wręcz „kraaaaaaaaaaaaa”, czasem spokojne, radosne „kraaaa”, a bywało czasem, że było to cichutkie, smutne, króciutkie „kra”. Niejedno dziecko zastanawiało się nad mową tego małego ptaszka. Zauważyły nawet, gdzie ma swoje gniazdko ten mały ptaszek. Było wysoko, bardzo wysoko, prawie na samym czubku białodrzewu, który rósł w parku tuż przy przedszkolnym parkanie. Czarny ptaszek wołał do nich nie tylko ze swojego gniazdka. Bywało, że siadał na parkanie i przyglądał się ich zabawie, gdy wychodziły do parku na pobliski miejski plac zabaw. Z czasem czarny ptaszek tak polubił dzieci, że nawet siadał na ławce i przyglądał się ich zabawie. Czasem nawet do nich zakrakał.
Malutka Ola, która jeszcze nie chodziła do przedszkola, i jej babcia także lubiły przychodzić do parku i przyglądać się zabawie przedszkolaków. Siadały wtedy na pobliskiej ławce i podziwiały małego czarnego ptaszka, gdy siedział na parkanie i pilnie przyglądał się dzieciom kracząc w ich stronę od czasu do czasu. Zauważyły nawet, że czasem po głośnym „kraaaaaaaaa” pani wychowawczyni podnosiła się ze swojej ławki, podchodziła do jakiegoś dziecka i z nim rozmawiała.
Któregoś dnia na plac zabaw przyszły dzieci z balonikami.
- Kraaa … kraaa … kraaa – rozległo się krakanie i w tej samej chwili mały czarny ptaszek usiadł na końcu ławki na której siedziała Ola z babcią.
- Ciiiiii – wyszeptała babcia do Oli.
- Kra … kra … kra … – cichutko zakrakał ptaszek i przesiadł się na poręcz ławki pomiędzy Olą i babcią.
Było to coś tak niezwykłego, tak niebywałego, że Ola z babcią spojrzały się na siebie zdumione i natychmiast oczy skierowały na ptaszka.
- Kraaa – ptaszek nadal siedział na poręczy nieruchowo od czasu do czasu kierując swoje czarne oczy to na babcię, to na Olę.
- Babciu, on nas się nie boi – niespodziewanie stwierdziła Ola.
- Ciiiii – znów wyszeptała Ola.
Obydwie znów spojrzały na ptaszka. Ptaszek nie odfrunął. Był cały czarny jak sadza, a jego piórka były tak błyszczące, jak zielona trawa po deszczu. Ptaszek miał czarne nóżki i nawet pazurki miał czarne. Jego dzióbek był tak czarny i tak błyszczący, jak zastygła smoła, a w jego oczach, czarnych jak diamenty, można było nawet zobaczyć swoje odbicie, jak w lustrze.
- Babciu, jaki on jest piękny! A widzisz u niego na lewym skrzydełku małe białe piórko? – zachwyciła się Ola.
- Rzeczywiście, Olu. Nie zauważyłam. I wcale nas się nie boi – dodała babcia.
- Chcę balonika.
- Chcesz balonika, Olu? – zapytała babcia.
- Nie, babciu, nie chcę – stwierdziła Ola.
- A przed chwilą mówiłaś, że chcesz – dopytywała babcia.
- Nie babciu, nie mówiłam – odpowiedziała Ola.
- Chcę balonika
Zdziwiona babcia spojrzała na czarnego ptaszka.
- Chcę balonika – usłyszała w głosie ptaszka jego prośbę.
- Chcesz balonika? – zapytała babcia czarnego ptaszka.
Czarny ptaszek pokiwał na „tak” czarną główką jak sadza z dziobem czarnym jak smoła i uśmiechniętymi czarnymi oczkami błyszczącymi jak diamenty.
- Ale ja nie mam balonika – odpowiedziała babcia.
- To mi przynieś – usłyszała prośbę ptaszka.
- Dobrze, jutro ci przyniosę – odpowiedziała mu babcia.
- Poproś dzieci – nalegał ptaszek.
- Babciu, ty rozmawiasz z czarnym ptaszkiem? – zdziwiła się Ola.
- Tak, Olu. Powiedział mi, że chce balonika, takiego jak mają dzieci.
Babcia z Olą wstały z ławki i poszły do pani wychowawczyni. Opowiedziały jej w jakiej sprawie do niej przyszły. Pani zaraz zwołała wszystkie dzieci i wyjaśniła o co chodzi. Za chwilę wszyscy razem poszli w stronę ławki na której siedział mały ptaszek czarny jak sadza z błyszczącymi piórkami jak młoda zielona trawa po deszczu, z dzióbkiem błyszczącym jak zastygła smoła, z czarnymi stópkami i z czarnymi pazurkami, i z oczkami czarnymi jak diamenciki. Nie uciekał.
Każde dziecko podchodziło do niego i oddawało mu swój balonik. A gdy już wszystkie baloniki miał w dzióbku nagle powiał silny wiatr i porwał czarnego ptaszka. Ptaszek z balonikami leciał coraz wyżej, coraz wyżej i wyżej… Dzieci popatrzyły na odlatującego małego czarnego ptaszka i zaraz wróciły do przedszkola.
- Babciu! Z wysoka to nasz ptaszek wygląda jak węgielek. – stwierdziła Ola.
- Węgielek – zamyślała się babcia. – Świetne imię dla naszego ptaszka, Olu. – Pożegnajmy go, może kiedyś wróci na nasz głos … Węgielek! – zawołała babcia.
- Węgielek! … Węgielek! …Węgielek!
Węgielek był coraz wyżej i wyżej, aż zniknął im z oczu.
- Babciu, czy jeszcze tu wróci? – zapytała Ola.
- Nie wiem, Olu. Będziemy go wołać: „Węgielek” – odpowiedziała Oli.
„Piękny czarnowroniec. Dawno nie widziałam tak uroczej czarnej wrony. Może wróci” – zamyśliła się babcia.