21.12.2021 – kolędnicy

Dzisiaj, późnym popołudniem tuż po zachodzie słońca, ktoś uporczywie, choć delikatnie, pukał do drzwi mojego mieszkania. Myślałam, że może kolejni „nieznajomi”. My, seniorzy, to tak już jesteśmy wyczuleni na tego typu wizyty, że po prostu nie otwieramy. Ale to pukanie było jakieś wyjątkowe, więc postanowiłam zobaczyć gościa przez judasza. Gościa nie widać, a pukanie słychać. Może Fionka wyszła na klatkę schodową, żeby się powytarzać na posadzce, a potem jeszcze poszła na wyższe piętra, a ja nie sprawdziłam, czy wróciła i drzwi zamknęłam. Często robi mi takie numery. Ale dlaczego nie miauczy, tylko puka? Może coś jej się stało? Przez głowę przeleciało mi setki czarnych myśli. Rozłączyłam łańcuszek bezpieczeństwa i uchyliłam delikatnie drzwi.
– Pan Profesor? – aż mnie zatkało z wrażenia, gdy zobaczyłam krasnala ze Szkaradkowa. – Sam?
– Dzień dobry pani Walentyno, a właściwie dobry wieczór i nie sam tylko z niespodzianką.
– Dobry wieczór – odpowiedziałam, a raczej odchrypiałam, bo ciągle chrypka trzyma mnie za gardło. – Ale … niespodzianki nie widzę?
– Bo to ma być prawdziwa niespodzianka. Muszę jednak panią o coś poprosić.
– Słucham pana profesora.
– Bardzo proszę, żeby pani ładnie się ubrała, przyszła do salonu i spokojnie usiadła na fotelu przy choince.
– OK – odpowiedziałam krasnalowi i poszłam się przebrać, bo rzeczywiście ostatnio zaniedbałam się, a pielucha, którą owinięte miałam gardło, robiła wyjątkowo niekorzystne wrażenie estetyczne. Jak pan profesor coś powie, to nie ma dyskusji. Jakiś kosmos – pomyślałam. Z tego wszystkiego zapomniałam zamknąć drzwi wejściowe do mieszkania. Ale przebrałam się, ogarnęłam swoją nową fryzurę, żeby nie wyglądać jak owca i nawet szminką pociągnęłam usta. Zerknęłam do lustra. OK. Weszłam do salonu. A tu – niespodzianka.

Wielka niespodzianka! Cały alfabet krasnali, także Różyczka, Muchomorek, Konewka, babcia z dziadkiem i nawet malutka Olga stoją na chodniczku z owieczki, który kiedyś dostałam od mojej mamusi.

Mamusia nie żałowała mi go na podłogę, bo miała hodowlę owiec, więc kiedy tylko potrzebowałam jakąś skórkę, to nawet nie wypytywała na co i po co, tylko szybko ją pakowała.

W pierwszej chwili pomyślałam, że pewnie krasnalom zmarzły nogi i dlatego na tej skórce się zebrały. Ciekawa byłam, co też miały mi do powiedzenia, bo przecież dopiero co były u mnie z wizytą w sobotę i znów taka wycieczka? Niby nie jest daleko. Kiedyś zmierzyłam trasę „na skróty” i naliczyłam 2222 kroki. Moje kroki. To gdzieś 1,5 km.

Zernęłam na moje krasnale. Uśmiechnięte, eleganckie i czyściutkie. Więc i ja uśmiechnęłam się do nich i rozsiadłam się w swoim „bujaku”. Nagle słyszę, jak na trzy-cztery krasnale śpiewają „Naszą kolędę”. Naszą, bo słowa do tej kolędy napisałam ja, a muzykę do niej skomponowała moja Ania. To dopiero niespodzianka!!! Niespodzianką tą nawet zainteresowała się Fionka. Przyszła zobaczyć, co to się dzieje. Byłam zauroczona ich śpiewem. Jakże mi było szkoda, że nie mogłam z nimi zaśpiewać tej kolędy przez tę chrypkę. Ale chociaż trochę pomruczałam sobie pod nosem. Fionka też cierpliwie wysłuchała chóru, patrząc na mnie, jak ja „śpiewam”. Gdy chór zakończył śpiewanie, znów odezwał się pan profesor.
– Pani Walentyno. Co prawda jeszcze nie czas na śpiewanie kolęd, ale od jutra krasnale mają wakacje zimowe i od jutra szkoła jest nieczynna … aż do wiosny. Tak zarządziła pani dyrektor. Pani Walentyno! Krasnale bardzo chciały, żeby pani usłyszała tę kolędę w ich wykonaniu, ale nie było pani w Szkaradkowie na zakończeniu semestru zimowego, dlatego tu jesteśmy.

Pani Walentyno! Życzę pani w imieniu własnym i całej szkaradkowej społeczności szybkiego powrotu do zdrowia i zapraszam do Szkaradkowa. Może uda się i w tym roku ulepić bałwana.
Po złożeniu życzeń pan profesor zwrócił się do chóru:
– Różyczko! Wychodzisz z Olgą jako pierwsza; ty, Muchomorku, wyprowadzasz krasnali według alfabetu; a ty, Konewka, zamykasz wycieczkę.
Ostatni wyszedł pan profesor.

– Dobranoc, pani Walentyno! Wesołych Świąt!

Przez chwilę zasanawiałam się, jak mu odpowiedzieć na „Wesołych Świąt”.

Jeszcze nie miałam okazji, żeby z nim na ten temat porozmawiać. A może krasnale świętują inaczej? Może całą zimę?
Aż spociłam się z wrażenia.

– Dobranoc, panie profesorze! – uśmiechnęłam się do niego, ale zanim zamknęłam za nim drzwi (a cały czas były otwarte), chciałam jeszcze wyjrzeć na klatkę schodową, żeby pomachać wszystkim krasnalom… Zniknęły.
Ach, te krasnale! I jak tu ich nie kochać?