Zgodnie z sobotnimi ustaleniami pojechaliśmy wczoraj z wnuczkami do Szkaradkowa na spotkanie z Mikołajem. Ledwo otworzyłam furtkę do ogrodu, do naszego RODOS, Stasio już zarządził, że on idzie na „działę” pierwszy. Tym razem nie było „afery”, kto pierwszy, bo Ola jakoś wyjątkowo ociągała się. Stasio nie czekał, aż otworzę domek, tylko pobiegł prosto do Szkaradkowa.
– Babcia!!! Nie ma Mikołaja!!! – usłyszeliśmy wołanie Stasia.
– Nie ma Mikołaja? – zdziwiona spojrzałam na Olę, która właśnie podążała za nami. Natychmiast poszłyśmy sprawdzić, czy rzeczywiście go nie ma. Nie było.
– Babcia! Może spóźniliśmy się? – głośno zastanawiała się Ola.
Stasio stał i nic nie mówił. Było mu bardzo, ale to bardzo smutno.
– Babcia! Ale może prezenty dla nas zostawił? – ciągnęła Ola swoją myśl dalej.
Stasio, jak usłyszał, że może jednak prezenty gdzieś są, zaraz zarządził:
– Ola!!! Szukamy!
Przeszukali wszystkie domki krasnali, ale prezentów nie było.
– Babcia! Może w twoim domku są? – znów głośno zastanawiała się Ola.
Poszliśmy do mojego domku. Też nie było.
– Może zostawił w Stasiowym garażu – też głośno zastanawiałam się – Idźcie sprawdzić, a ja pójdę pogadać z krasnalami. Może oni coś wiedzą?
I rozeszliśmy sie.
Dzieci poszły do garażu, a ja jeszcze raz do Szkaradkowa.
– Czy był dzisiaj w Szkaradkowie Mikołaj? – zapytałam bliźniaków, którzy właśnie zajadali trufle.
– Był – odpowiedział jeden z nich, ale nie wiedziałam, czy to był Jacek, czy Placek.
– Czy już poszedł? – dokończyłam swoje pytanie.
– Nie – odpowiedział jeden z nich, a drugi dokończył jego wypowiedź:
– Jest w szkole.
Jacek i Placek byli tak zajęci truflami, że nawet nie mieli ochoty na pogawędkę ze mną.
Poszłam do szkoły i rzeczywiście spotkałam tam Mikołaja.
– O! Tu jesteś Mikołaju! A dzieci szukają ciebie i prezentów.
– Prezenty są. Niech szukają, a do dzieci zaraz przyjdę, tylko skończę pracę w szkole.
Szybko poszłam do dzieci, żeby im powiedzieć, że rozmawiałam z Jackiem i Plackiem, że zajadają się truflami i że spotkałam Mikołaja, że z nim rozmawiałam, że jeszcze musi być w szkole i że zaraz do nas przyjdzie.
I zaczęło się wielkie szukanie. Przeszukaliśmy całe Koperkowo. Nawet otworzyłam z klucza Oli zielony domek. Prezentów nie było.
– Olu! Czy zaglądałaś do pałacyku księżniczki Olgi? – zapytałam.
– Nie, babciu.
No i wszyscy poszliśmy jeszcze raz do Szkaradkowa. Ola pobiegła pierwsza. Otworzyła z zaszczepki pałacyk księżniczki Olgi i zaraz mnie zawołała:
– Babcia! Chodź! Są prezenty!
Stasio, jak usłyszał, że są prezenty, to tak szybko biegł do Oli, że o mało, a byłby się wywrócił.
Prezenty, zapakowane w mikołajkowe czapki, natychmiast były rozpakowane. Uwielbiane ciasteczka, wafelki, trufle, a w szczególności „kinderki” rozweseliły im buzie, a spotkanie z Mikołajem dopełniło radość tego wyjątkowego dnia w roku, że nawet Stasio nie wspomniał o karetce, o straży, ani o policji.