Zwykle wstaję ok. godz. 5 rano. Budzi mnie Fionka drapaniem pazurkami w dywan przy okazji przeciągając się, jak to robią koty po spaniu. Jak nie pomaga drapanie, to zaczyna miauczeć głośno, coraz głośniej. A jak i to nie pomaga to wskakuje na łóżko i łapką mnie z łóżka wygania. Uważa ona, że o tej porze porządne koty powinny już jeść śniadanie. Nie mam wyjścia – podnoszę się i wstaję, żeby moją księżniczkę nakarmić.
Ale dzisiaj nocowałam na działce i planowałam sobie, że pośpię nieco dłużej, gdyż wczoraj bardzo długo pracowałam w ogrodzie (prawie do nocy) przy przenoszeniu sadzonek niezapominajek i byłam mocno zmęczona. Spałam jak suseł, lecz z przyzwyczajenia ok. godz. 5 otworzyłam oczy. Cisza – więc z łóżka się nie podnosiłam. Spojrzałam w stronę okienka – świat w kolorach szarości i czerni. Słońce też jeszcze nie wstało. Zamknęłam oczy i zdawało mi się, że usnęłam. Jakby w półśnie słyszę nieśmiałe pukanie do drzwi. Ktoś zapukał raz, po chwili drugi raz i jeszcze raz, jeszcze raz… W tym półśnie uprzytomniłam sobie, że nie jestem w domu, tylko na działce, że jestem sama i nagle dreszcz przeszedł mi po plecach:
„U licha! Kto może do mnie o tej porze pukać? Jak wszedł na działkę, skoro furtka zamknięta?” – zastanawiałam się, a serce biło mi ze strachu coraz głośniej, że już nie wiedziałam co było głośniejsze: pukanie do drzwi, czy bicie mojego serca. Otworzyłam oczy, usiadłam na brzegu łóżka i nasłuchiwałam. Pukanie nie ustępowało, a nawet było coraz głośniejsze (może mi się tylko wydawało). Aż usłyszałam przez drzwi cichy piskliwy głos:
„Krasnal?” – pierwsza myśl jaka mi przeszła przez głowę, że to może jakiś krasnal dobija się do mnie tak wcześnie rano. – ” Coś musiało się stać?”
– Kto puka? – zapytałam przez drzwi.
– Pani Walentyno, szukam Pawełka. Czy widziała go Pani w Szkaradkowie?
„Ufffff, z tymi krasnalami to ciągle jakieś niespodzianki, ale żeby budzić mnie o piątej rano?” – nie byłam zadowolona z tej wizyty, bo przecież zaplanowałam sobie, że pośpię dłużej. No cóż – przez moją wrodzoną grzeczność otworzyłam krasnalowi drzwi i aż mnie zatkało.
– Pawełku! Nie rób sobie ze mnie żartów. Chciałam sobie pospać, bo wczoraj pracowałam do późnej nocy, a ty mnie wyrywasz z łóżka.
– Pani Walentyno, przepraszam. Ale ja nie jestem Pawełkiem. Ja jestem Piotrusiem.
„No tak. Teraz chce we mnie wmówić, że nie jest Pawełkiem tylko Piotrusiem” – wkurzył mnie.
– Pawełku! Nie świruj, bo zaraz zawołam Pana Konewkę i skończą się twoje żarty – zagroziłam.
– Ja naprawdę jestem Piotrusiem.
– Ależ w Szkaradkowie nie ma żadnego Piotrusia. Jesteś Pawełkiem. Może coś ci zaszkodziło? Może zjadłeś coś niewłaściwego, niedobrego i teraz masz jakieś omamy? Jakieś majaki, halucynacje? Nie masz czasem gorączki? Dobrze się czujesz Pawełku?
– Pani Walentyno! Ja jestem Piotrusiem i szukam Pawełka.
Nie dałam za wygrane i nadal mu tłumaczę:
– Jesteś Pawełkiem. Tylko ty jeden w całym Szkaradkowie masz białe włosy i białą czapkę. Przyprowadzili ciebie dawno temu Jacek i Placek …
Nie skończyłam dodać, że przyprowadzili z lasu, gdy nagle krasnoludek głośno i radośnie zakrzyczał:
– Znalazłem go!!!. Znalazłem Pawełka!!!
Zaniemówiłam z wrażenia.
– Pani Walentyno. Pawełek to mój brat bliźniak. Szukam go od dawna. Mogę pójść do niego?
Uśmiechnęłam się do niego:
– Tylko idź po cichu, bo Szkaradkowo jeszcze śpi. Domek nr 3. Poczekaj na niego pod drzwiami. Krasnale wczoraj też długo pracowały. Pomagały mi przenosić sadzonki niezapominajek.
Piotruś poszedł do Szkaradkowa, a ja spojrzałam na monitoring i zobaczyłam, że nie poszedł pod „trójkę” tylko czeka na zielonej ławce i obserwuje Szkaradkowo. Czyżby nie znał się na na cyfrach.
„Trudno” – pomyślałam.

Tymczasem sama z powrotem wpakowałam się ciepłej pościeli i zastanawiałam się nad Piotrusiem i nad Pawełkiem – cóż to mogło się im przytrafić, że się pogubili.
Gdy tylko pojawiły się pierwsze promienie słońca zajrzałam do Szkaradkowa. Piotruś już stał pod „trójką”.

Uśmiechnęłam się do siebie i wróciłam do domku na poranną kawę.
Ach te krasnoludki!
Radość w oczach dziecka jest jak droga do szczęścia, jak promień słońca, który rozjaśnia serce. Ale radość w oczach krasnoludka … niebywała. I chyba tylko w bajkach się zdarza. Dzisiejszego ranka Piotruś rozpromienił mi nie tylko serce, ale cały mój świat.
