Fale upałów, jakie ostatnio nas nawiedziły, dały się we znaki wszystkim, nie tylko moim kurkom, które szukały cienia pod krzakami malin, porzeczek i borówek. Temperatury w Polsce przekroczyły 35 °C (95 °F, 308 Kelwinów). W cieniu!
Maksymalna temperatura prognozowana na dzisiaj to 27 °C.
Wczoraj w Koperkowie w południe dochodziło do 30 °C . Nie dało się pracować w ogrodzie. Postanowiłam więc, że skorzystam z okazji i poszukam w Internecie na Allegro sadzonek agrestu, które zamierzam posadzić w jagodniku. Wzięłam swoją komóreczkę, rozsiadłam się na huśtawce i zaczęłam „pykać” w klawiaturę mojego Androida. Nie minęło pół kwadransa, gdy w uszach usłyszałam jakąś dziwną muzykę. Nie było to takie zwykłe dzwonienie, co w starszym wieku się zdarza, raczej było to zwykłe pobrzękiwanie, brzdąkanie, rzępolenie jakieś. Początkowo myślałam, że to nic groźnego, ale gdy to „dzwonienie” nie ustępowało, pomyślałam sobie: „Co u licha? Udar mi się szykuje od tego upału, czy co?” Natychmiast zakończyłam poszukiwania sadzonek agrestu i zapytałam „wujka Google”, co on odpowie na to moje dzwonienie, ale niczego konkretnego od niego nie dowiedziałam się. A dzwonienie nie ustawało. Zaczęłam się denerwować. Wstałam z huśtawki i zamierzałam pójść do domku, żeby się położyć. I wtedy, przechodząc obok Szkaradkowa, odkryłam źródło tej dziwnej muzyki.
Coś takiego jeszcze w Szkaradkowie się nie wydarzyło.

Krasnale urządziły sobie zabawę taneczną, a przygrywał im jakiś obcy krasnal na lirze. Rozsiadł się na kamieniu pod brzozą i muzykanta udaje. Pomiędzy krasnalami, w środku koła, Pan Profesor w parze z krasnalką Różyczką. No, wprost niebywałe.
” Skąd one wytrzasnęły takiego grajka” – zastanawiałam się patrząc na ich dziwne pląsy i uśmiechając się pod nosem.
Ale jak długo można stać i patrzeć, gdy ciekawość zżera? Zaklaskałam mocno w dłonie i natychmiast muzyka ucichła, a krasnale znieruchomiały, jakby zastygły w bezruchu i tak stały jak słupy soli. A cisza zrobiła się taka, jak makiem zasiał.
– Panie Profesorze. Tańcujecie beze mnie? Jak to możliwe ? – zażartowałam.
I dopiero wtedy towarzystwo się rozluźniło.
Podszedł do mnie Pan Profesor tłumacząc zabawę:
– Pani Walentyno. Nie zapomnieliśmy o Pani. To jeszcze nie zabawa. To dopiero próba generalna. Na zabawę zapraszamy na wieczór po zachodzie słońca.
– A mogę się dowiedzieć kim jest muzykant?
Natychmiast siedzący pod brzozą muzykant podniósł się z kamienia ze swoją lirą i się przedstawił:
– Janko jestem.
– Miło mi cię poznać, Janku Muzykancie. A skąd przybyłeś, jeśli mogę dopytać?
– Szukam pracy, żeby zarobić choćby na okruch chleba. Nikt teraz nie chce słuchać takiej muzyki jak moja. Gram tańce dworskie: gawoty, sarabandy, saltarello, menuety, basse danse, suity …. Ale kto dzisiaj potrafi je zatańczyć? – zamyślił się Janko Muzykant dodając na koniec z uśmiechem:
– Kadryla też potrafię zagrać.
– To prawda, Janku Muzykancie. Czasy się zmieniły. Teraz inne tańce i inne muzyki. Dzisiaj dzieci (moje wnuczki także) tańczą hip-hopy, jazzy, funky jazzy, disco dance, dancehall, breakdance – skomentowałam jego wyjaśnienie.
Do rozmowy ponownie włączył się pan Profesor
– Pani Walentyno. Uznałem, że zabawa taneczna to rodzaj sportu. Miałem z Panią przedyskutować mój pomysł już po zabawie i poprosić Panią o przyjęcie Janka Muzykanta do naszej społeczności.
– Ależ panie Profesorze! Ja go już przyjmuję i bardzo się cieszę Janku Muzykancie, że zawitałeś do nas, do Szkaradkowa.
– Bardzo dziękuję – Janko Muzykant skłonił się nisko mnie i Panu Profesorowi i znów zaczął grać na swojej lirze zasiadłszy na kamieniu pod brzozą, a krasnale ruszyły w tany.
Niestety, nie mogłam z nimi zostać na wieczornej zabawie, gdyż musiałam wracać do swojego domu, żeby dać kolację mojej kotce Fionce, Ale jestem pewna, że zabawa była udana.
