1.10.2022 – Leonka

Moje kurki trzy są obżarciuchami. Są łasuchami, łakomczuchami, chapusiami i jakich by jeszcze synonimów nie użyć, żeby określić wielkość apetytów tych moich głodomorków, wszystkie by do nich pasowały. Mają w kurniku i na wybiegu paszę, świeżą wodę i wodę czosnkową. Jak był jeszcze Leon to objadały się w jego stołówce, choć on miał to samo jedzenie co i one. Teraz mają do dyspozycji także cały ogród, w którym urzędują od rana do wieczora. I ciągle im mało. Czatują przy moich nogach i tylko patrzą, czy nie mam czegoś w ręce.

Ach, te moje kurki trzy.

We czwartek przyszedł do Koperkowa nowy stołówkowicz. Skąd się wziął? Otóż było tak:

Rano, gdy zajrzałam do szklarni, coś mi zachrobotało przy szafce. Rozejrzałam się, ale niczego nie zauważyłam. Za niedługo znów coś zachrobotało. „Może to łaska?” – pomyślałam sobie. Kiedyś odwiedziła moją szklarenkę, ale wtedy nie miałam jeszcze kur. Teraz jednak trochę zaniepokoiłam się, gdyż łaski potrafią jajka wykradać z kurnika, a ostatnio nie codziennie mam trzy jajka. Otworzyłam drzwi, żeby sobie poszła.

Tego dnia odwiedziła mnie wnuczka Ola. Opowiedziałam jej o tym chrobotaniu, a ona na to:

– Babciu, może latarnik wie, co to tak chrobotało. Chodźmy do Szkaradkowa. Porozmawiaj z nim.

Poszłyśmy.

Rzeczywiście – latarnik podczas nocnego obchodu też słyszał, że coś w szklarni chrobocze, ale szklarnia była zamknięta i nie mógł do niej wejść, żeby sprawdzić co się dzieje.

– Mogła to być łaska? – zapytałam go.

Latarnik uważał, że to nie mogła być łaska. Raczej to mogła być nornica, myszka, a może kret czegoś szukał.

Po zakończonej wizycie w Szkaradkowie poszłyśmy znów do Szklarni. Cisza. Nic nie chrobocze.

– Może to coś już uciekło. Nie zamknęłam szklarni – stwierdziłam.

Ola pojechała na popołudniowe zajęcia, a ja jeszcze zostałam w szklarni.

I znów słyszę chrobotanie. Znów nasłuchuję. Pozaglądałam we wszystkie zakamarki. Poprzestawiałam wszystkie wiadra i wiaderka….

– Musi gdzieś być. Muszę ją znaleźć – postanowiłam.

I znalazłam – mała myszka. Siedziała w dużej torbie z chrupkami dla kotów. Torba była już prawie pusta – kilka chrupek na dnie. Biedaczka, nie mogła wydostać się z tej torby – ześlizgiwała się. Wyniosłam torbę na podwórko. Położyłam na trawę, a ona szybciutko z niej wybiegła i schowała się pod wannę.

Wczoraj (piątek) coś mi mignęło przed oczami, gdy stałam przy wannie.

Pomyślałam sobie, że może to ta mała myszka, którą uratowałam. Za kilka chwil znów mi mignęło. Postanowiłam przyczaić się i sprawdzić. Pod wanną stał garnek z pszenicą dla kur. Włączyłam telefonik.

I właśnie wtedy, gdy już skończyłam nagrywanie filmiku, przyjechała do mnie Ola po szkole. Opowiedziałam jej o moim odkryciu.

– Może jeszcze przyjdzie? – zastanawiała się Ola.

– Bądźmy cichutko. Może przyjdzie – uśmiechnęłam się do Oli i przyczaiłyśmy się, żeby zobaczyć tę myszkę.

Przyszła.

– Babciu, a latarnik już o tym wie?

– Jeszcze nie wie – odpowiedziałam.

– To chodźmy do Szkaradkowa.

– Babciu, jak nazwiesz tę myszkę? Gołąbka nazwałaś Leonem. Może myszkę nazwiesz Leonką?

– Jeszcze nie myślałam o tym, ale … Leona, Leonka, Leosia, Leoncia, Leośka, Leoś, Lewka, Lewcia, Lea, Leo, Leonessa …- nawet ładnie brzmi.