Najbliższy tydzień odpoczywam po pierwszych bitwach z ptaszyńcem, ale wojna z nimi zapewne jeszcze potrwa.
Tymczasem kurki mają używanie po moim ogrodzie. Niech jeszcze te kilka miesięcy nacieszą się, nim zamienią się w rosół. Zagonik do truskawek, który tak pieczołowicie przygotowywałam (nawet wyrosła na nim ładna gorczyca pod osłoną z agrowłókniny zasiana jako poplon) został przewrócony przez moje trzy kurki „do góry nogami”. Spulchniły pazurami ziemię tak, że ja nawet grabiami bym tak nie potrafiła.
Wszystko co teraz sieję , czy sadzę w ogrodzie musi mieć swoją ochronę, albo właśnie z agrowłókniny, albo z gałązek. Nawet doniczki z sadzonkami truskawek, które przeniosłam do szklarni też schowałam pod osłonę, bo moje kurki uwielbiają odwiedzać stołówkę Leona.
Ale wracając do ptaszyńca …
![](https://walentyna-pawelec.radom.pl/wp-content/uploads/2022/09/3kury-1024x702.jpg)
Dzisiaj ostatnia akcja na ptaszyńca. Na noc kurniczek wymyłam i skropiłam domestosem rozcieńczonym. Kurki nocowały na kompostowniku. Gdy tylko zniosły się wszystkie trzy – znów dezynfekcja: woda z węża pod ciśnieniem, odkurzacz, suszarka, napar z wrotycza, domestos i ziemia okrzemkowa rozpylana przez skarpetkę po całym kurniczku. Na koniec gniazdko tylko z miękkiego sianka. Wydaje mi się, że w nim ptaszyniec nie ma takiej wygody jaką miałby w słomie. Jeszcze opylę kurki ziemią okrzemkową i na noc to już zamknę je w kurniku. Rano znów sprawdzę, czy coś kręci się pod grzędami. Dzisiaj już tylko 3 sztuki zoczyłam, ale i tak, jak je zobaczyłam, to zaraz wszystko mnie swędziało, jakby coś po mnie łaziło. Okropność. Brrrrrrrrrrrrrrrr.