Już trzy tygodnie minęły, jak krasnale wróciły z wycieczki „na koniec świata”. Byłam bardzo ciekawa, co to była za wycieczka, ale nie miałam czasu na pogaduszki. W ogrodzie zaczął się sezon ogórkowo-kabaczkowo-cukiniowo-pomidorowo-…-….
Ale w niedzielę, jako że była to ostatnia niedziela wakacji, postanowiłam odwiedzić Szkaradkowo. Wygospodarowałam sobie na to spotkanie całe popołudnie aż do wieczora. Jednak, zanim poszłam w odwiedziny, przechodząc obok Szkaradkowa od czasu do czasu spoglądałam na krasnali, które były zajęte pracą na wrzosowisku. Nadszedł wieczór i krasnale zaczęły opuszczać wrzosowisko. Szły prosto na skróty do Szkaradkowa. Wyglądało to całkiem tak, jak robią to moje trzy kury, które na trzy-cztery bez żadnego gwizdka idą na nocleg do kurnika zanim się ściemni. Pomyślałam sobie, że jak już wszystkie się zejdą, to będzie świetna okazja, żeby porozmawiać ze wszystkimi naraz.
Krasnale dość szybko zgromadziły się przy bramie, tylko Jacka i Placka brakowało. Oni zawsze na końcu i prawie nigdy im się nie spieszy. Zatrzymali się przy spiżarni i coś sobie szeptali do ucha.
Dość długo to trwało, więc postanowiłam do nich zagadnąć:
– Dobry wieczór Jacku i Placku!
– Oooo! Pani Walentyna! Dobry wieczór – chórem odpowiedzieli.
– Nad czym tak debatujecie?
– Nieważne – usłyszałam .
– Dawno pani u nas nie było – odezwał się jeden z nich , .
– Bardzo dawno – dodał drugi.
– Tak się złożyło, że miałam dużo pracy, ale dzisiaj postanowiłam was odwiedzić i porozmawiać o wycieczce „na koniec świata”.
– Jacku! Może ty pierwszy opowiesz, jak było na wycieczce – zwróciłam się do pierwszego bliźniaka.
– Ja jestem Placek. On jest Jacek – odpowiedział mi Placek.
– Przepraszam, że się pomyliłam. Możesz mi opowiedzieć jak tam było.
Placek zrobił dziwną minę, jakby nie miał ochoty mi opowiadać.
– Niech Jacek opowie pierwszy, skoro pani najpierw poprosiła Jacka.
– No dobrze Placku – i uśmiechnąwszy do Jacka poprosiłam go o odpowiedź.
Jacek zamyślił się. Zrobił bardzo mądrą minę i powiedział tak:
– Pani Walentyno! To jest niemożliwe. To jest wręcz niemożliwe.
– Masz rację Jacku – podchwycił odpowiedź Placek. – Też to chciałem powiedzieć pani Walentynie, ale nie wiedziałem jak to sfor… sformo…
– Sformułować – pomogłam Plackowi dokończyć wypowiedź.
– Tak. Tam trzeba po prostu pojechać i zobaczyć na własne oczy – dopowiedział Placek.
– Tego nie da się opowiedzieć, pani Walentyno – uzupełnił Jacek odpowiedź Placka i natychmiast zniknęli.
Pomyślałam sobie, że pewnie nie chciało im się opowiadać i dlatego taką odpowiedź wymyślili naprędce. Bystrzachy. Ale nie myślałam rezygnować z zaplanowanego zamiaru odwiedzenia krasnali i poszłam do Szkaradkowa.
Gdy tylko zbliżyłam się do bramy usłyszałam głośne chóralne:
– Pani Walentyna!!!
– Dobry wieczór wszystkim! Jak tam było na wycieczce „na końcu świata”?
Odpowiedź przerosła moje oczekiwania. Wszyscy odpowiedzieli naraz wzajemnie przekrzykując się:
–
Bosko, pięknie, cudnie, nieziemsko, pierwszorzędnie, genialnie, kapitalnie, zjawiskowo, zachwycająco, świetnie, wspaniale, przecudnie, doskonale, wyśmienicie…
Usłyszałam jedną wielką „mieszaninę słów”. Odpowiedź była tak głośna, że aż przyszedł pan Profesor ze szkoły.
– Co tu się dzieje? Co to za wrzawa? – zapytał.
Jacek i Placek natychmiast stanęli przed panem Profesorem:
– Pani Walentyna zapytała, jak jest na końcu świata? – wyjaśnili mu.
– Ach, rozumiem. Chodzi wam o wycieczkę, którą odbyliśmy?
Pan Profesor uśmiechnął się do nich i zwrócił się do mnie udzielając mi odpowiedzi:
– Pani Walentyno. Tego nie da się opowiedzieć. To trzeba zobaczyć.
Cały wczorajszy wieczór zastanawiałam się: „Gdzie oni byli?”
Rano zdałam relację z tej wizyty Oli i Stasiowi zastanawiając się głośno na koniec: „Gdzie oni mogli być?”.
– Jak to gdzie, babciu. Na końcu świata! – odpowiedziała mi Ola.
– Tak, babciu. Na końcu świata! – powtórzył za nią Stasio.
Ach, te moje wnuczęta!