12.07.2022 – gołąbek Leon

Leżał przed bramą do posesji, gdy nadeszłam – trudno było nie zauważyć. Próbował się podnieść. Rozpaczliwie machał lewym skrzydłem w nadziei, że może jeszcze uda mu się poderwać do lotu. Na bramie pozostały ślady krwi. Chwila na decyzję. Zegar, jakby na te kilka sekund, zatrzymał czas. Przenieść go na trawnik? Dzwonić po ptasie pogotowie? Zabrać do domu?

Podniosłam go. Nie bronił się. Na „klatce piersiowej” po prawej stronie otwarta rana. Sporo krwi. Prawe skrzydełko nieczynne. Złożyłam obydwa skrzydełka. Przytuliłam. Uspokoił się.

Może ten jego spokój podpowiedział mi, żeby go zabrać do domu.

Zaraz znalazło się pudełko do transportu gołąbka. W piwnicy miałam klatkę dla papugi. Szybko ją umyłam, wymościłam kocykiem i przeniosłam gołąbka do tej klatki. Nogi miał zdrowe, ale nie miał siły na nich stać.

  • Witaj w domu, Leon – uśmiechnęłam się do niego.
  • Babciu, to on tak ma się nazywać? – zapytała Ola.
  • Masz jakiś inny pomysł? – zapytałam.
  • Właściwie to nie – odpowiedziała. – A gdzie postawisz klatkę?
  • Na balkonie.
  • Mogę zanieść Leona na balkon?
  • Oczywiście, Olu.

Klatkę postawiłyśmy na dość wysokiej szafce balkonowej, tuż przy wejściu, tak żeby Leon widział świat.

  • I co z nim zrobisz, babciu – dopiero teraz zainteresował się gołąbkiem Stasio. Bajka była dla niego ważniejsza.
  • Babcia powiedziała, że gołąbek będzie nazywał się Leonem – wtrąciła się Ola.
  • Aha – odpowiedział Stasio i poszedł dalej oglądać bajkę.

Dopiero po słowach Stasia „I co z nim zrobisz, babciu” zdałam sobie sprawę z wagi mojej decyzji.

Co dalej?

Pierwsze co mi przyszło do głowy to trzeba mu dać pić i jeść. Ale, czy Leon będzie umiał korzystać z papuziego sprzętu?

Przygotowałam wodę. Kasze (jaglaną, gryczaną i pęczka) wymieszałam. Miseczki pozawieszałam na klatce i czekałam, że może Leon podniesie się na nogi i do nich podejdzie. Zostawiłam go na tym balkonie samego ze sobą. Pomyślałam sobie, że jak będzie chciał żyć, to o to życie będzie walczył. Ja mogę mu tylko pomóc. Pojechał na działkę do moich kurek.

Wybierając się, pomyślałam sobie, że chyba karma specjalna dla niosek mu nie zaszkodzi. Miałam jeszcze pszenicę i kukurydzę. I przywiozłam Leonowi tego kurzego jedzenia cały słoik.

Po kilku godzinach nieobecności stwierdziłam, że Leon nie ruszył się z miejsca. Nawet nie stanął na nogi. Postałam przy nim, a on tylko ma mnie patrzył od czasu do czasu poruszając głową. Wymieniłam mu jedzenie, a właściwie to domieszałam kurze, żeby miał w czym wybierać. Zbliżał się wieczór. Moje kurki już poszły do kurniczka. Pomyślałam sobie, że może już nie będę go niczym niepokoić. Niech odpoczywa.