Wczorajszy dzień i dzisiejszy dla Fionki były trudne. Dzisiejszy straszny. Wczoraj poszłam z Fionką na bardzo krótki spacerek – zaledwie do śmietnika i z powrotem. Była taka piękna pogoda. Pomyślałam sobie, że niech zobaczy ten piękny świat w naturze, a nie przez okna z drugiego piętra. Założyłam więc jej na wszelki wypadek czerwone szeleczki (żeby mi nie uciekła gdzieś w osiedle), które zostały po Pusi – a nuż będzie chciała pobiegać. Fifi z zainteresowaniem przyglądała się, jak ją ubierałam. Pewnie domyślała się, że będzie spacer, jest starsza, nie raz w podobny strój była ubrana. Ale Fionka? Na pewno nie domyślała się. Ledwo zamknęłam drzwi mieszkania, a Fionka w płacz. Nie myślałam, bo przecież lubiła wychylać nosa za drzwi na korytarz, gdy wychodziliśmy z domu lub przychodzili.
A tu – proszę: ryk – i to jaki! Szybko musiałam wracać z nią do domu, bo tak histeryzowała, choć trzymałam ją cały czas na rękach. Wróciłyśmy. Koty od razu powąchały się. Wyglądało to tak, jakby mała miała zdać sprawozdanie starszej z tej niezwykłej wyprawy. Cały wieczór i noc całą była bardzo grzeczna – nawet do zabawy nie była skora. Nad ranem przyszła do mnie do łóżka. Powąchała mój nos – jakby chciała coś powiedzieć. Liznęła mnie po policzku. Pomyślałam, że pewnie bardzo przeżyła ten krótki spacer. Ale po dzisiejszym dniu myślę, że ona coś przeczuwała. Może miała proroczy sen i przyszła pożegnać się ze mną, jak ze swoją matką. Poszłam do pracy, jak zwykle. Koty nakarmione. Kuwety czyste. Chrupki w miseczkach na cały dzień i woda w kubkach na swoich miejscach. Przychodzę z pracy, a koty mnie nie witają, jak zwykle – kiedy to pierwsza przybiegała Fiona, a za nią Fifi. Wołam: Fiona, Fifi – żadna nie przychodzi. Zdjęłam buty i dopiero widzę, jak Fifi wychodzi z pokoju z którego dobiega do moich uszu ledwo słyszalny pisk Fionki. „Przecież nigdzie jej nie zamknęłam – gdzież ona wlazła?”. Ale to co zobaczyłam – było straszne. Fionka „wisiała na sznurku”. Natychmiast pobiegłam po nożyczki, przecięłam sznurek i odwiązałam go od szyi. Sznurek od jej ulubionej wędki z piórkiem ptaszka. Przytuliłam Fionkę do siebie – ledwo żyła. Długo była u mnie na rękach. Fifi tylko stała i przyglądała się nam.

Co się okazało? Bawiła się wędkami w pobliżu bujanego fotela. Jedna z nich w jakiś sposób zakręciła się wokół jej szyi i zaczepiła się o ten fotel. Czy koty bawiły się na tym fotelu? Trudno sobie wyobrazić, jak do tego doszło. Szczęście, że żyje.
