Wczorajszy dzień czyli sobota już za nami. Fiona przespała prawie całą noc. Najpierw ulokowała się na blacie maszyny do szycia, którą mam za głową, a potem znalazła sobie miejscówkę na blacie dolnej szafki od regału. Spała przy łóżku Moniki. Wstała bardzo wcześnie, bo dobre pół godziny przed godziną piątą. Ale na świecie już było bardzo widno. Już ptaki słychać było za oknem. Weszła do toalety, potem trochę pobrykała. Od czasu do czasu poprawiając fryzurę, pochrupała przywiezionych smakołyków z Wrocławia. Łapką sprawdziła poziom wody w drugiej miseczce. Trochę pomlaskała i zaraz zajęła się piłką nożną, która właśnie akurat w tym czasie leżała obok miseczki z wodą. Piłkę nożną zrobiłam jej wczoraj ze smoczka na butelkę. Uwielbiała tak się bawić Pusia. Fionie też dobrze idzie – nadaje się na pozycję rozgrywającego. Nauczona doświadczeniem z Pusią nie zwracałam na nią uwagi. Niech myśli, że śpię. Monika też spała smacznie. Monika to nawet nie poruszyła się, gdy ta przez nią przeskakiwała, nie zawsze z sukcesem.
Ale, jak już uznałam, że się wyspałam i ledwo się poruszyłam, natychmiast była przy mnie. Wlepiła swoje modre oczy prosto na mnie i zrobiła taką minę, jakby zaraz miały ją z głodu opuścić siły. Poszłam więc do lodówki po drugą część puszeczki. Otwieram drzwi, a tu Fifi na czatach. Czyżby przesiedziała całą noc pod naszymi drzwiami?
Fiona w oka mgnieniu wrąbała drugą część puszeczki. Aż się jej trzęsły uszy. Podziwiając jej apetyt (pewnie po podróży już odpoczęła) otworzyłam drugą puszeczkę – z innym smakiem. Zaczęła ją młócić, jakby tamtej w ogóle nie było. Ale nie dała rady zjeść wszystkiego. Fifi stała w drzwiach i filowała na Fionę. Wzięłam więc tę miseczkę i postawiłam przed Fifi. Obwąchała ją dookoła, powąchała jedzonko i odeszła do swojego pokoju. Nie smakowałoby jej, czy może nie chciała zjadać dziecku? Za chwilę widziałam, że wcina własne śniadanie. Wszyscy spali. Było bardzo cicho. Koty najadły się i poszły dalej spać, a ja zabrałam się za swoje prace.




Koty spały, aż wszyscy pozostali domownicy pobudzili się i w ruch poszedł odkurzacz. Trudno, że musiały znosić taki hałas, ale w domu tak musi być, więc niech się od razu przyzwyczajają. W „Bedronce” kupiłam wirek dla kota silikonowy. Innego nie było, a ja miałam resztki od Pusi. Ania mówiła, że jej znajoma taki kupuje i jest zadowolona. Więc i ja kupiłam. Od razu wymieniłam bentonitowy, na ten silikonowy. Wyniosłam też transporterek, bo już Fionie nie odpowiadał. Tyle jest w domu kryjówek, że będzie miała w czym przebierać.
Po południu do późnego wieczora koty były same. Każda w swoim apartamencie. Gdy wróciliśmy Fiona była tak głodna, że nie miała siły stać na nogach. Dosłownie co chwilę padała, ale jak zobaczyła, że wracam z kuchni i niosę jej niedojedzoną miseczkę, natychmiast zerwała się na równe nogi i przybiegła do mnie. Nie powiem, ale chyba była bardzo głodna, bo wszystko co było zjadła, nawet wylizała miseczkę. Więcej jej nie dokładałam. Miała jeszcze dużo chrupków na drugiej miseczce. Musi sobie radzić. Musi też opanować strach przed Fifi. Zdarzyło się, że rozpędzona w zabawie wybiegła na korytarz i nadziała się na Fifi. Ta fuknęła na nią tak mocna, że Fiona uciekała, gdzie pieprz rośnie, czyli pod łóżko. Musiała bardzo zmęczyć się tą ucieczką, bo chwilę odsapnęła i zaraz poszła spać na swoją półkę.
Druga noc podobna do pierwszej. Fifi znów czatowała przy drzwiach. Nim się wszyscy pobudzili doszło do niespodziewanych wizyt. Oto Fifi zdecydowała się nawiedzić apartament Fiony. Fiona schowała się pod łóżko i tylko filowała, co Fifi będzie robić. A ta dokładnie obwąchała dywan, krzesło, kanapę, toaletę, miseczkę – ale niczego nie ruszyła. Obeszła dookoła Fionę łypiąc na nią okiem i spokojnie wyszła biorąc azymut na swój apartament. Widziałam, że schowała się w wersalkę – odkąd do nas przyjeżdża zawsze tam się ukrywa.
Wszystkie drzwi w domu były pootwierane. Niewiele czasu minęło od wizyty Fifi – Fiona wyruszyła na wycieczkę. Oczywiście nie ominęła apartamentu Fifi. Także obwąchała wszystko, co tylko jej pachniało, toaletę, miseczki, jedzenie. Ale też niczego nie ruszyła. Zmęczona wróciła do siebie i poszła spać. A ja odsapnęłam. Po południu koty znów muszą zostać same – każda w swoim apartamencie. Monika wyjeżdża do Warszawy, Ania jedzie na basen, małżonek jedzie do ojca, a ja na swoje Koperkowo. Spotkamy się wieczorem.
