W okolicy gdzie Kruszwica
żyła stara czarownica.
Baba zła. Do tego jędza.
Chuda była, jak ta nędza.
Okoliczni jej się bali.
Nawet do wsi nie wpuszczali.
Jej chata stała nad Gopłem.
Do podróży miała miotłę,
starą, zdartą, prawie łysą,
ale szybką (mogę przysiąc).
Czarownica miała tchórza.
Strzegł jej chaty zamiast stróża
w szczególności przed myszami.
A bywało, że stadami
wychodziły z Mysiej Wieży.
(Co, on biedak, przez nie przeżył).
Tchórz miał do pomocy fretkę –
śliczną białą Musteleczkę.
Czarowała go futerkiem.
Ogon też nosiła z wdziękiem.
Tchórz nawet się jej oświadczył.
(Ale o nich w innej baśni.
Wróćmy więc do czarownicy).
Miała ona klucz w spódnicy
niby wytrych, niby haczyk.
Klucz do swojej kurnej chaty.
Jaka była ta jej chata?
Była cała w starych gratach.
Bez dna garnek. Dzban bez ucha.
Zardzewiała stara micha.
Potłuczony kubek, szklanka.
Wyszczerbiona filiżanka.
Czarny rondel i patelnia.
Była nawet stara kielnia …
Po co one je trzymała? …
Stara czarownica miała
różne pudła tekturowe:
czarne, białe, kolorowe.
Pudła duże, pudła małe.
Już sięgały po powałę.
Po co były jej te graty?
W nich robiła preparaty.
W szczególności z szarych myszy,
które do jej chaty przyszły.
W pudłach je przechowywała…
Aż raz przyszła myszka … biała.
Malusieńka. Drobniusieńka.
Jak pióreczko leciusieńka.
Chciała wejść do chaty drzwiami,
ale nie znalazła klamki.
Zobaczyła lufcik. Na nic.
Też zabity był gwoździami.
Za to w oknie była szparka.
Przez nią myszka się zakradła.
Czarownica jeszcze spała.
Aż się trzęsło – tak chrapała.
Wreszcie wstała. Patrzy okiem?
A tu stoi mysz na oknie.
„Gdzie jest tchórz. Gdzie jego fretka?
Czyżby ta mysz im uciekła?”
Złość złapała czarownicę.
Jak nie wrzaśnie na łasice
wycierając nos w spódnicę:
– Już ja z wami się policzę!!!
Obiboki!!! Darmozjady!!!!
I już miała myszkę zabić.
Ale nagle usłyszała:
– Popatrz na mnie. Jestem biała.
Jestem zaklętą księżniczką,
a nie zwykłą szarą myszką.
Aż zatkało czarownicę.
Przydreptały dwie łasice:
najpierw tchórz, a za nim fretka.
– Czy mogę z wami zamieszkać?
Dokończyła swą myśl myszka.
– W kurnej chacie? Ty? Księżniczka?
Rozbawiła czarownicę.
Śmiały się też i łasice.
Myszka śmiech ich przeczekała.
A gdy „trójka” się wyśmiała
głaszcząc sobie wąs po nosem,
rzekła do nich cichym głosem:
– Zrobię z chaty zamek… Pałac…
A ty, jeśli będziesz chciała,
możesz nawet księżną zostać …
– O, to zmienia rzeczy postać.
Czarownicę wnet olśniło.
Aż się w głowie przewróciło.
– Przed tym lustrem złóż przysięgę,
że w pałacu mieszkać będę.
I wytarłszy starą chust
postawiła przed nią lustro.
– Na swą matkę i na ojca,
na ostatni promień słońca …
Biała muszka przysięgała.
Czarownica wciąż się śmiała.
Gdy przysięga się skończyła,
myszka z okna zeskoczyła
i zabrała się do pracy …
I zniknęły z chaty graty.
Bez dna garnek. Dzban bez ucha.
Zardzewiała stara micha.
Potłuczony kubek. Szklanka.
Wyszczerbiona filiżanka.
Czarny rondel. I patelnia.
Zniknęła też stara kielnia.
Wszystkie pudła tekturowe:
czarne, białe, kolorowe.
Pudła duże. Pudła małe
co sięgały po powałę.
Z nimi wszystkie preparaty …
Czarownica wyszła z chaty …
Na swej starej, zdartej miotle
tydzień latała nad Gopłem …
Po tygodniu, w rzeczy samej.
zamiast chaty stał już zamek
z ośmiokątną obok wieżą,
co sięgała aż po niebo.
Trudno było tam się dostać.
Na jej szczycie były okna.
Okna w cztery świata strony.
Wieża miała strome schody.
Stopni było siedemdziesiąt?
Może więcej? Osiemdziesiąt?
Nikt ich nigdy nie policzył,
chyba tylko budowniczy.
Popatrzyła czarownica:
„Pałac jest, a gdzie księżniczka?”
Obleciała z miotłą zamek
rozglądając się. Tymczasem
myszka z dwoma łasicami
stała przed złotymi drzwiami,
jakby na nią już czekała.
Czarownica ją dojrzała.
Zeskoczyła szybko z miotły.
Wpięła w rozczochrane włosy
stary i szczerbaty grzebień.
Uśmiechnęła się do siebie.
Nos wytarła o spódnicę
i zaczęła: – Co ja widzę?
Będę miała własny pałac! …
Ale myszka jej przerwała:
– Będziesz, ale najpierw musisz
swe nawyki precz odrzucić.
I zaczęła jej wyliczać…
A chodziła czarownica:
krok na prawo, dwa na lewo.
Dwa na prawo, krok na lewo.
Omal nóg nie pogubiła…
Myszka listę zakończyła:
– Musisz rozstać się też z miotłą.
Czarownicę aż poniosło.
„Księżna. Pałac. Pałac. Księżna ..”
Od myślenia aż się trzęsła.
Włosy z głowy się sypały.
Krople potu skapywały.
Nawet szczęka w dół opadła.
Aż na pomysł wreszcie wpadła:
„Nie byłabym czarownicą!
Wejdę z miotłą pod spódnicą!”
– No, łasice! Do roboty!
Przynieść mi tu czystej wody.
Grzebień, buty i ubranie!
Mam być księżną! Niech się stanie!
Niech zazdrości okolica.
Głośno grzmiała czarownica.
Długo. Długo się czyściła.
Długo. Długo się stroiła.
A gdy była już gotowa
dała rozkaz: „Myszo! Prowadź!”
Tchórz i fretka się skłoniły
i drzwi złote otworzyły.
Świat się nagle w bajkę zmienił.
Pierwsza weszła … panna w bieli.
Włosy miała jak promyki.
W uszach złote dwa kolczyki.
A na głowie obręcz złota.
Zatrzymała się na schodach.
Ukłoniła się głęboko.
– Pokój księżnej jest wysoko.
I jest dobrze oświetlony.
Okna są na cztery strony.
Tchu nabrała czarownica.
Uśmiechnęła się księżniczka.
Poszły… Schody,, Schody .. Schody..
Czarownicy puchły nogi.
Z trudem wlekła je za sobą.
lecz szła z podniesioną głową.
(Przecież księżną miała zostać).
Nagle wyleciała … miotła…
Zamieszania narobiła …
„ Księżna” … w mysz się zamieniła.
W starą szarą mysz szczerbatą.
I do tego zezowatą.
Rzecz się stała nie do wiary.
Dwie łasice, jak ogary,
w pościg za nią się rzuciły.
Uciekała resztką siły…
Miotła, która w kącie stała,
tyle mi opowiedziała.
Co dalej się w zamku się działo,
poznać mi się nie udało.