23.08.2025 – koperkowa krynica

Zanosi się, że w tym roku w temacie przetworów z działki nie dowartościuję się. Od prawie 20 lat byłam specjalistką od ogórków kiszonych „pod ławką”. Tym razem sezon ogórkowy kompletnie mi się rozłożył. Ogórków zebrałam „na smak”, a mój koper-samosiejka dojrzał za wcześnie. Jedynie czosnek i chrzan poradziły sobie z upałami i brakami wody. Jadnak największą przykrą niespodzianką była woda do kiszenia ogórków. W naszym ogrodzie mieliśmy „od zawsze” bardzo dobrą wodę ze studni. Korzystałam z niej będąc nie tylko na działce, ale również często przynosiłam ją do domu.

W tym roku na studni wywieszono niespodziewaną informację. Szok.

Sytuacja bardzo mnie zaniepokoiła nawet do tego stopnia, że przeprowadziłam rozeznanie o szkodliwości wody skażonej tą bakterią i zgłosiłam swoje uwagi do Zarządu ROD z sugestią zamknięcia studni do czasu jej oczyszczenia. Jednak moje uwagi nie zostały przyjęte, więc przestałam korzystać z „dobrodziejstwa” naszej studni. Przestawiałam się na wodę ”muszyniankę” i na „kranówkę” z domu. Trudno, że dodatkowy ciężar. I ten właśnie dodatkowy ciężar zrodził pomysł na własne źródełko pitnej wody. W ogrodzie mamy sieć wodociągową. Mamy hydrofornię po remoncie – nowoczesną. Wykonawca remontu zasugerował, że gdybyśmy zainstalowali filtry, to mielibyśmy świetną wodę do picia. Ale wtedy jeszcze nie było tego „tematu”, gdyż działała nasza studnia. Wodociąg w naszym ROD jest aktywny w sezonie działkowym, a wyłączany na okres zimowy. Woda jest pobierana z głębokości 39 metrów. Wcześniejsze badania tej wody wykazały nadmierną zawartość żelaza, czyli do celów spożywczych należałoby ją filtrować. W takiej sytuacji postanowiłam, że we własnym zakresie założę filtr do tej wody, ale na swojej działce i na własny użytek. Koszt nie był aż tak wielki – dla mnie do udźwignięcia. Wykonaniem nowej inwestycji tradycyjnie zajął się mój małżonek. Dobrał odpowiedni filtr, zaprojektował i wykonał własnoręcznie szafkę.

Pierwsza degustacja wypadła pozytywnie. Ale nadal nurtowało nas pytanie: co z tym żelazem? Powinniśmy zlecić badanie jakości wody specjalistycznej firmie, co by nam w znacznym stopniu podniosło koszty inwestycji (od 300 zł nawet do 1000 zł brutto). W takiej sytuacji postanowiłam skorzystać z testu marketowego, który kosztował 30 zł. Wykonałam badanie jakości wody pod kątem zawartości żelaza i manganu przy pomocy testu firmy USTM. Test nie wykazał ani żelaza, ani manganu. Woda jest czyściutka, pachnie świeżo i jest zimna. Z sokiem winogronowym wyśmienita.

I tak oto wspomniały mi się czasy sprzed półwiecza (moje czasy studenckie w Warszawie) i woda z saturatorów ulicznych, którą nazywaliśmy wtedy „gruźliczanką” za sprawą używanych szklaneczek – „musztardówek”.