W mym ogrodzie niczym w baśni.
Z różą dyskutuje jaśmin,
z czarną sosną jarzębina,
z trawą bez i koniczyna.
Słychać krety i nornice,
żuki, skorki i dżdżownice.
Gołąb czasem coś zagrucha
lub przewinie się jaszczurka.
Debatuje z mchem pokrzywa.
Konferują w głos warzywa.
Kwiaty szepcą o urodzie,
ryby zaś o czystej wodzie.
Zioła, trzciny i tatarak
rozmawiają o komarach…
Więc ja także w wolnej chwili
lubię pogaworzyć z nimi.
Są otwarci, bezpośredni,
prawdomówni, niecodzienni…
Bywa, że się do mnie żalą,
skarżą się, czasami chwalą.
Cicho szepcą mi do ucha.
Wtedy słucham, słucham, słucham…
Wczoraj, jeszcze przed kolacją,
porozmawiałam z Eulalią.
Mieszka w szklarni obok oczka.
W ciągu dnia jej tam nie spotkasz.
Wstaje bardzo wcześnie rano,
znika w oczku. Wraca na noc.
Odkąd mieszka w mym ogrodzie
widzę się z nią prawie co dzień,
ale wcale się nie znamy.
Nikt jej nie zna. Nawet Bazyl –
ogrodowy pies przybłęda.
Eulalia to żaba śmieszka, p
o łacinie ridibunda.
w biodrach wąska, w pasie gruba,
na dodatek jak kość chuda.
Żakiet kusy, wygnieciony,
pobrudzony, poplamiony.
O kolorze wstyd wspominać:
ni to zieleń, ni szarzyzna.
Oczy- wytrzeszczone ślepia
i do tego jeszcze… śpiewa.
– Dobry wieczór, Walentyna.
Na mnie wołają Eulalia.
Czy możemy porozmawiać?
– Dobry wieczór, Eulalio.
– przykucnęłam. – Coś się stało?
– Nic ważnego – posmutniała.
– Powiedz, proszę – zachęcałam.
Eulalia, ciut zamyślona,
rozejrzała się dokoła,
jakby się podsłuchów bała.
Cicho mi opowiadała:
– Odkąd nowy król nam nastał
w piekło się zamienił świat nasz.
Ciągle tylko praca, praca.
Zapomnieliśmy o wczasach.
Nie ma dla nas świąt, niedzieli.
Wszyscy żeśmy posmutnieli.
– Czemuż pastwi się nad wami?
– Stało się tak przed wiekami.
Król nasz, Kumak Jadowity,
stracił głos i teraz chrypi.
Ni to rechot, ni kumkanie,
ni skrzeczenie, ni ciamkanie.
W tej niemocy się zagubił
i zakazał wszystkim mówić.
Uczty, party, czy spotkania
nakazywał wnet rozganiać.
Nawet śluby i pogrzeby.
Nigdzie mówić nie możemy.
Na łodygach i korzeniach
porozwieszał ogłoszenia:
„Władca stawu na Godowie
zakazuje narodowi
wszelkich rozmów i dyskusji.
Niepokornych precz wyrzuci!”
Wtedy zaczęliśmy śpiewać.
Tego król się nie spodziewał.
Nawet mu się spodobało…
– No i co się wtedy stało?
– Król pozbierał ogłoszenia
i na nowe powymieniał:
„Władca stawu na Godowie
nakazuje narodowi
podczas rozmów i dyskusji
śpiewać głośno, a nie mówić.
Za milczenie lub chrypienie
pozamienia król w kamienie”.
Wtedy strach nam zajrzał w oczy.
Staraliśmy się wyprosić
„Ogłoszenia już nie zmienię” –
usłyszeliśmy odpowiedź.
Strach nam towarzyszył co dzień.
Jak kto mógł tak się ratował:
jak nie śpiewał, to fałszował,
a kto umiał ten rapował.
Król się cieszył. Król triumfował.
poczłapała pod buraczki,
por sprawdziła i kabaczki,
nać pietruszki, kalafiora,
chwilę stała w pomidorach,
przy marchewce posiedziała
i z powrotem przyczłapała.
– Sprawdzam, czy nas nikt nie słuchał –
wyszeptała mi do ucha. –
Król ma wszędzie zauszników.
Jutro bądź przy słoneczniku…
Chwilę potem w szklarni znikła.
Pod słonecznik się spóźniłam.
Eulalia już tam stała.
– Już myślałam, że mnie dość masz.
– Bazylowi jeść zaniosłam –
pogłaskałam ją po głowie. –
O czym dzisiaj mi opowiesz?
– Tak jak moja praprababcia
mam na imię Eulalia.
Tak jak ona się ubieram,
tak jak ona … pięknie śpiewam.
Raz król Kumak Jadowity
włączył mnie do swojej świty.
Kazał śpiewać. Więc śpiewałam.
Aż zachrypłam. Oniemiałam.
Wtedy wygnał mnie z królestwa.
Teraz w twojej szklarni mieszkam –
rozpłakała się Eulalia.
– Ja ci przecież nie zabraniam –
próbowałam ją pocieszyć.
– Czasem chciałabym już nie żyć.
Lecz mam męża. Dwoje dzieci.
Wkrótce nam przybędzie trzecie… Rozmawiałyśmy do rana
o królestwie, o bocianach,
które właśnie klekotały…
Eulalii łzy się lały:
– Tyle masz kamieni w stawie…
Jeden z nich Eulalią nazwiesz,
gdybym kiedyś nie wróciła…
Tu Eulalia zakończyła
i zniknęła nagle w wodzie.
Czy powróci tu – jak co dzień?