Pierwszą dobę Leon przesiedział w szklarni.
Drugiego dnia pozwoliłam mu wyjść na podwóreczko. Odważnie, jakby już znał mój ogródek, przemaszerował przez taras i poszedł do sadku. Ulokował się na obrzeżu trawnikowym i nie bardzo chciał wracać do szklarni. Podłożyłam mu pod nogi mój zielony podkolannik. Wszedł na niego. I tak przeniosłam go do szklarni już na nocleg.
Trzeciego dnia, gdy jadłam śniadanie w towarzystwie kurek, otworzyłam szklarnię i Leon też dołączył do naszego śniadaniowania. Kurki udawały, że go nie widzą, ale kręciły się przy nim. Gdyby tylko była okazja, jestem pewna, że by go zaczepiły. Jednak ja czuwałam i nie udały się im te sztuczki.
Bardzo spodobało się gołąbkowi podwórko. Spacerował sobie, dziobnął coś tam w trawie. Super. Ale, gdy chciałam gołąbka wziąć w ręce, żeby go przenieść do szklarni, on zaczął się wyrywać i trzepać prawym skrzydełkiem, bo lewe jest nieczynne. Czerwona kurka natychmiast chciała mi pomóc, zaraz znalazła się przy moich nogach i wyciągnęła szyję najwyżej jak mogła. Jeszcze próbowała podskoczyć.
Ogólnie nie było źle i choć gołąbkowi ze strachu trząsł się ogonek, to jednak nie uciekał przed kurkami. I myślę, że on chętnie by się z nimi zaprzyjaźnił. Gorzej będzie z kurkami, bo te będą na niego czyhać.
Rany Leonowi już się goją. Na szyi i na piersi już są strupki, ale ma ciągle otwartą ranę na skrzydełku, gdyż jeszcze zaczepia ją pazurem i rozdrapuje. Kury wyczuwają rany, w których jest żywa krew. Czytałam, że nawet mogą zadziobać swoje koleżanki, gdyby wyczuły u nich żywą krew. Taka jest ptasia natura. Szczególnie groźne są ptaki drapieżne. Sroka, pod moją nieuwagę, to nawet wpadła do szklarni, gdzie był gołąbek. Na szczęście akurat byłam w pobliżu i uciekła. Ale Leon wystraszył się, nawet kury „zdrętwiały” na tę sytuację.
Czwartego dnia zdjęłam Leonowi plastry, porobiłam zdjęcia i skontaktowałam się z Ptasim Azylem „Ptakolub”. Zalecił potrzymanie go w plastrach jeszcze tydzień, ale generalnie wiadomo, że latał nie będzie i będzie łakomym kąskiem dla drapieżników. Ale może trochę jeszcze pourzędujemy w moim Koperkowie. Generalnie to będzie miał do dyspozycji szklarnię. Czasem pójdziemy na spacer. Wczoraj zrobiłam mu „basenik” w podstawce pod kwiatki. Ustawiłam na trawie. Ależ był szczęśliwy.
Czarna kurka jak go zobaczyła, że się tak cieszy, zaraz podeszła do niego. Nie wiem co mu chciała zrobić, ale Leon stanął w obronie własnej na wszelki wypadek, nastroszył piórka i wystartował do niej machając tym jednym skrzydłem, jakby chciał ją pogonić. Musiałam natychmiast interweniować, bo Czarna zaraz by mu pokazała siłę swojego dzioba.
Dzisiaj zrobiłam mu z kociej kuwety basen w szklarni. Jest większy i głębszy. Myślę, że w swoim nieszczęściu, odnajdzie także szczęście, choć będzie ono zupełnie inne.
Jestem optymistką i myślę, że wszyscy znajdziemy dla siebie miejsce i jeszcze będzie fajnie.