Rano niespodzianka. Zajrzałam do budki, a Leon leży na plecach i nie rusza się. Aż mnie ciarki przeszły. Okazało się, że jednak skrzydełko było za nisko zabandażowane plastrem i zaczepił się pazurem o lotkę. Zapewne próbował się uwolnić, ale wyszło jak wyszło. Od razu poprawiłam mu ten temblak i lotki poszły nieco wyżej. Postawiłam go na nóżki. Musiał być bardzo głodny, bo zaraz poszedł do miseczki i jadł, i jadł, i jadł…
Wróciłam wieczorem. Siedział w kącie balkonu od strony sąsiadów i spoglądał przez „szparkę” w barierce na świat. Piękny świat. Zielony park jest przed naszym balkonem. Ptaki śpiewają. Ścigają się. A Leon?…. Nawet nie spacerował po balkonie. Cały dzień, gdy ja byłam na działce, przesiedział w tym kącie. Balkon był czysty, tylko przy stołówce trochę zabrudzone. Przyniosłam mu z działki piasku. Postawiłam w misce obok budki. Nawet nim się nie zainteresował. Zostawiłam go samego z tą „szparką na” świat.