Rano, gdy wyszłam na balkon, Leon stał na nogach i na opadłym skrzydle, w które wplatał mu się pazur i nie mógł sobie z tym problemem poradzić. Stał nieruchomo i patrzył na mnie, jakby prosił o pomoc.
Cały wieczór zastanawiałam się, jak mu pomoc. Nie myślałam, żeby go zawozić do weterynarza, bo wizyta na pewno by mnie kosztowała. Przeszukałam Internet i poczytałam rad internautów. Powinnam mu to skrzydło przymocować do tułowia bandażem. Inny internauta poradził, żeby „przypiąć” mu skrzydło do tułowia plastrem.
Tak więc cały ranek miałam zajęty Leonem.
W pierwszej kolejności jednak zajęłam się klatką. Przede wszystkim zdjęłam ją z szafki. Pomyślałam sobie, że w upał będzie mu gorąco i nawet nie będzie miał przestrzeni, żeby zdrowym skrzydłem sobie powachlować. Postawiłam więc ją na posadzce i przyszedł mi do głowy pomysł, żeby go z tej klatki uwolnić. Wyjęłam Leona z klatki i postawiłam obok niej. Cały drżał ze strachu, ale nie próbował uciekać. Wpadł mi wtedy do głowy drugi pomysł, żeby klatkę położyć na boku tak, by dno klatki było wejściem. Jak Leon będzie chciał z niej skorzystać to do niej łatwo wejdzie. Tackę wysuwaną włożyłam do środka i na niej rozłożyłam kocyk. Chcąc pokazać Leonowi, że teraz będzie miał takie mieszkanie, wstawiłam go do środka. Nie uciekał z niej.
Przyniosłam przylepiec Ominifix.E i nożyczki. Przygotowałam pasek na połowę szerokości przylepca i długości ok. 30 cm. Leon nie protestował, jak go z klatki wyjmowałam. Grzeczniutko siedział mi na kolanach i pozwolił założyć sobie taki „temblak”. Chyba ucieszył się, że mu skrzydło już tak nie wisi, bo nawet przeszedł się po balkonie, zostawiając po sobie kupki na posadzce. A może te kupki to były ze strachu?
Ola i Stasio zaglądali od czasu do czasu, jak Leon spaceruje po balkonie. Ale najbardziej ciekawska była jednak Fionka, czyli moja kotka. Co prawda na dwór na spacer nie da się wyprowadzić, ma też lęk wysokości, ale ptaszek ją interesował. I musiałam mieć jeszcze i ją na oku, ale nie wypraszałam, bo kto wie, czy nie będą musiały współpracować? Niech się do siebie przyzwyczajają.
Przygotowałam Leonowi obok klatki karmidełko z jedzeniem i wodę do picia w płaskim pojemniku do którego na wszelki wypadek włożyłam kamień, żeby nie rozlał wody niechcący. Pomyślałam jeszcze, że powinnam mu przywieźć piasku, żeby miał możliwość się wykąpać i może sobie coś w tym piasku znaleźć do podziubania.
Włożyłam Leona do klatki – niech sobie radzi sam do wieczora i pojechałam na działkę.
Wieczorem zastałam Leona w klatce. Na podstawie czystej posadzki stwierdziłam, że nie wychodził z klatki. Może bał się, może chciał odpocząć. Może …