Dawno temu na skraju małej nadbużańskiej wioski, z dala od innych chat, w skromnej chatynce, nad samym brzegiem rzeki, mieszkał samotny rybak o imieniu Iwan. Chatkę miał on po rodzicach, którzy dawno temu umarli.
Ojciec Iwana także był rybakiem – jednym z najlepszych rybaków w okolicy. Po ojcu został mu sprzęt rybacki – stare czółno z wiosłami, wszelakie sieci, niewód, kłomla i różne inne podrywki. Oprócz tego sprzętu miał rybak jeszcze różne linki, pływaki, ciężarki, liczne wiadra, konewki i nawet beczkę. Po ojcu zostały mu także przeróżne wędki.
Matka Iwana zarządzała domem. Po niej zostało mu „domowe ognisko” w ruskiej mowie zwane домашній затишок. Na fajerkach stał duży kocioł na wodę, a także różne kamienne i gliniane garnki. W rogu kuchni stała skrzynia na polana, a obok niej wiadro na czystą wodą ze studni. Do mycia naczyń służył cebrzyk. Do kuchni była także przynoszona cynowa wanna, gdy była potrzeba kąpieli. W kuchni robiło się także pranie. Ubrania i pościele były gotowane w kotle, a potem prane na tarze, a na koniec we wiadrach zanoszone nad Bug i tam płukane w czystej wodzie. Pranie rozwieszane było na sznurach pomiędzy drzewami, a suche wałkowało się ręczną maglownicą. Od czasu do czasu używano żelazka na duszę.
Iwan był jedynakiem. Kochał swoich rodziców nad życie. I choć tęsknił za nimi, za tym „domasznim zatyszkom” – ciągle był sam i nawet nie szukał lekarstwa na swoją tęsknotę, na swoją samotność. Minęło wiele czasu. Iwanowi przybyło wiele, wiele lat. Któregoś dnia postanowił przełamać swój ból.
„ Dwa buty, choć nie do pary, zawsze to jakaś tam para” – pomyślał. – Pójdę do Kseni. Zapytam. Może zechce zamieszkać w mojej chacie.
Ksenia była młodą wdową. Mieszkała w sąsiedniej wiosce w chacie u świekrów. Jej męża (Iwana) poniosła rzeka i nigdy do domu nie wrócił. Ksenia urodziła syna – pogrobowca. Bardzo kochała swojego męża, dlatego nie zaprotestowała, gdy świekrowie swojemu jedynemu wnukowi nadali imię ich syna. Iwanko, bo tak wołano na niego w domu, był dla świekrów całym światem. Ale i dla Kseni także był on całym światem. Jednak, gdy rybak przyszedł do Kseni, żeby jej zaproponować przeprowadzkę, długo z odpowiedzią nie zwlekała i wkrótce zamieszkała ze swoim synkiem w jego chacie.
Szybko powrócił „domasznij zatyszok”. Rybak i Ksenia starali się, aby Iwanko był zdrowy i szczęśliwy. Chłopczyk rósł jak na drożdżach i już za niedługo umiał pokazać na palcach, że ma trzy lata.
Najczęściej był ubierany w lnianą koszulinkę związaną u szyi tasiemką zwaną życzką i w pasie przepasaną wzorzystym pasem zwanym krajką. Gdy było zimno Ksenia nakładała mu jeszcze płaszczyk z wełny zwany sukmanką. Iwanko miał rumianą, pucołowatą twarz, długie i obfite jasnoblond włosy, a oczy niebieskie, duże i ciekawe. Lubił bawić się, płatać figle i psocić, ale jego zabawy zawsze były w granicach rozsądku. Na ogół Iwanko był chłopcem posłusznym, uległym i bardzo zdolnym.
Rybak i Ksenia uczyli Iwanka wielu praktycznych umiejętności.
Ksenia pokazała jak rozpalić ogień w kuchni, żeby nie zrobić pożaru; jak przechować warzywa przez zimę, żeby nie zamarzły; jak oprawić ryby z ości, żeby przez przypadek nie stanęły w gardle. Od niej dostał pierwsze kredki i farby oraz papier na rysunki.
Rybak pokazał mu, jak można z patyka zrobić łyżkę, czy fujarkę, a nawet rybkę. Jak z tyczki przygotować wędkę albo podrywkę. Nauczył go nawet lepić z gliny garnki i różne figurki.
Iwanko się uczył: grał, rysował, rzeźbił w glinie i w drewnie. Ksenia rysunki Iwanka rozwieszała na ścianach chaty, gliniane figurki wypalała w piecu, a zapamiętane melodie układała na dnie serca.
Rybak zachęcał Iwanka do dalszej nauki wyciągając z pamięci różne ciekawostki ciągle powtarzając:
– Co się nauczysz, nikt ci tego nie zakopie, nikt ci tego nie odbierze, złodziej tego ci nie ukradnie, ogień tego ci nie spali, wiatr tego ci nie porwie, ani woda tego ci nie zabierze. Trzeba się uczyć, Iwanku, od dziecka.
Gdy Iwanko skończył pięć lat rybak zaczął zabierać go na ryby nad Bug. Uczył go „fachu”, ale także uczył go piękna przyrody, jakie ich otaczało. Oglądali wschody i zachody słońca. Bywało, że wracali znad rzeki późną nocą. Wtedy rybak pokazywał mu gwiazdy i o nich opowiadał.
Rybak opowiadał mu różne historie, które mu się nasuwały na myśl, gdy razem wędkowali. Opowiadał mu także bajki zapamiętane ze swojego dzieciństwa. Iwanko najbardziej lubił słuchać bajek o złotej rybce, o której rybak mógł opowiadać godzinami bez końca. Iwanko słuchał opowiadań rybaka z wielkim zainteresowaniem i często zadawał pytania, na które rybak zawsze starał się znaleźć odpowiedź. Zdarzało się jednak rybakowi, że nie umiał na niektóre odpowiedzieć. Wtedy szli do Kseni. Ona zawsze umiała zaspokoić ciekawość swojego synka.
Pewnego razu, gdy już byli nad brzegiem rzeki, a rybak zarzucał wędkę, Iwanko zauważył w trawie żółwia.
– Iwanie, popatrzcie na tego żółwia. Nie rusza się. Może nie żyje? – zapytał rybaka.
– Może tylko się wygrzewa. Żółwie lubią leżeć na słońcu i udawać martwych, żeby nie być obiadem dla lisa czy borsuka … – obojętnym głosem odpowiedział Iwankowi dodając po namyśle – Choć zgłodniałe lisy to i nieświeże mięso zjedzą. Zaraz do niego podejdę i zobaczę co z nim się dzieje.
Rybak wbił wędkę do ziemi i podszedł do Iwanka. Wziął żółwia delikatnie w obie dłonie, obejrzał, popukał, postukał, powąchał, przystawił ucho do żółwiowej skorupy i nasłuchiwał raz od wierzchu, raz od spodu po czym zwrócił się do Iwanka:
– Iwanku, trzeba nam go jak najszybciej zanieść do Buga. Może ożyje.
–To, Iwanie, on nie żyje? – smutnym głosem zapytał rybaka.
Rybak, uśmiechając się do chłopca, tak mu odpowiedział:
– Ja nie powiedziałem, że on nie żyje. Ale wiem, że woda potrafi czynić cuda. Może ożywi też i żółwia. Chodźmy już.
Poszli. Rybak szedł pierwszy. Zanim szedł Iwanko. Nie odzywali się do siebie. Było tak cicho, że idąc po trawie słyszeli tylko szelest swoich stóp. Powoli zeszli w dół rzeki, gdzie była wbita wędka. Zatrzymali się przy niej. Rybak wszedł do wody i na dnie rzeki położył żółwia. Iwanko patrzył na rybaka, ale nie odzywał się. Rybak też milczał. Powoli wrócili do wędkowania. Rybak zdejmował z haczyka płotki, a Iwanko wkładał je do wiaderka z wodą. Milczącej ciszy towarzyszył jedynie szum płynącej wody, pluski małych rybek z niej wyskakujących oraz krótkie, skrzekliwe, urywane głosy rybitw polujących na owady i na małe rybki.
Już mieli odchodzić, gdy nagle z wody wynurzył się żółw. Obydwaj zauważyli to równocześnie. Znieruchomieli z wrażenia. Żółw powoli podszedł do nich. Zatrzymał się na chwilę, pomachał ogonkiem, skinął główką, po czym zawrócił i wszedł z powrotem do wody. Rybak i Iwanko z wrażenia zaniemówili. Tylko spojrzeli się po siebie i (jakby nic się nie stało) odeszli. W chacie czekał na nich gorący żur z pajdą chleba.
Iwanko lubił zabierać ze sobą na wędkowanie fujarkę.
– Odkąd zacząłeś grać na swojej fujarce, więcej ryb przynosimy do chaty – chwalił rybak Iwanka. – Jak dorośniesz, zapolujemy na suma. Jadłeś kiedyś suma? – zapytał rybak Iwanka.
Iwanko pokręcił głową, że nie jadł.
– Ja też dawno nie jadłem – stwierdził rybak i współczująco pokiwał głową w stronę Iwanka.
Któregoś ranka rybak zwrócił się do Kseni:
– Kseniu! Dzisiaj pójdę na ryby sam i mogę nie wrócić na noc. Marzy mi się złowić suma, a na niego najlepiej zapolować nocą.
Odchodząc z uśmiechem dodał:
– Iwanko jeszcze nie zna smaku suma.
Rybak zabrał wszystko co byłoby mu potrzebne. Przygotował także czółno. Ksenia spakowała mu prowiant, a nawet dołożyła mu więcej chleba.
– Powiedz o tym Iwankowi, żeby mu nie było smutno – wychodząc z chaty napomknął Kseni.
Rybak na noc nie wrócił. Na próżno czekali go następnego dnia i następnego, i następnego… Iwanko, choć już miał skończone pięć lat, martwił się o rybaka. Wypytywał matkę, co mogło się stać, że rybak nie wracał. Ale Ksenia nie umiała mu na to pytanie odpowiedzieć.
Minęło wiele, bardzo wiele dni. Któregoś dnia Iwanko zwrócił się do matki:
– Mamusiu, czy możemy pójść nad Bug?
Ksenia nie pytała dlaczego. Poszli w milczeniu.
Iwanko zaprowadził matkę w miejsce, gdzie znalazł żółwia. Zatrzymali się i dopiero wtedy odezwał się do matki:
– Iwan powiedział mi, że woda potrafi czynić cuda.
I opowiedział jej historię tego żółwia. Wspominając rybaka mówił też o złotej rybce, o której lubił opowiadać rybak (jakich to cudów dokonywała ta złota rybka). Gdy zakończył swoje opowiadania zszedł do rzeki. Matka poszła za nim. Iwanko wszedł do wody i wyciągnął zza pazuchy wystruganą rybkę, pomalowaną na złoty kolor i włożył ją do wody.
To co za chwilę się zadziało, zaparło im dech w piersiach. Nagle nie wiadomo skąd nadeszła wielka fala i wyrzuciła na brzeg złotą rybkę. Iwanko podbiegł do niej, wziął ją w swoje malutkie dłonie i wrzucił z powrotem do wody. Złota rybka za chwilę podpłynęła na brzeg rzeki.
– Dziękuję ci, że mnie uratowałeś. Spełnię każde twoje życzenie – odezwała się do Iwanka.
– Chciałbym wiedzieć, gdzie jest teraz nasz Iwan – prosząc złotą rybkę Iwanko patrzył na matkę, która zaskoczona tym co się stało, zakryła twarz dłońmi.
– Nie wiem, ale się dowiem. Przyjdź tutaj jutro o tej samej porze, to ci powiem – odpowiedziała złota rybka, po czym machnęła pięknym złotym ogonkiem i zniknęła w wodzie.
Iwanko przytulił się do matki i wyszeptał jej do ucha:
– Iwan mówił prawdę, że woda potrafi czynić cuda. Przyprowadzisz mnie jutro nad Bug?
– Przyprowadzę, synku – odpowiedziała mu Ksenia ocierając spływające po policzkach łzy.
Następnego dnia rybka już czekała na nich.
– Widziałaś Iwana? – zapytał ją Iwanko.
– Widziałam go w pałacu bogini Suhry.
– Chcę tam pójść! Chcę zobaczyć Iwana! Co to za bogini? Co to pałac? Gdzie on jest? – poruszony wiadomością Iwanko wypytywał złotą rybkę .
– Teraz nie możesz tam pójść – spokojnie odpowiedziała mu złota rybka. – Jak będziesz duży zaprowadzę cię do niego. Obiecuję na pewno.
– Chciałem mu zanieść swój najnowszy rysunek – zawiedziony i zmartwiony Iwanko odpowiedział złotej rybce.
– Powiem mu o tym. Przynieś go jutro tutaj o tej samej porze. Zaniosę mu – uśmiechnęła się złota rybka do Iwanka i odpłynęła.
Następnego dnia Iwanek spakował rysunek do butelki, żeby się nie zmoczył i razem z matką zanieśli go w wyznaczone miejsce nad Bugiem. Było cicho. Bardzo cicho. Słychać było tylko szum płynącej wody, pluski małych rybek z niej wyskakujących oraz krótkie, skrzekliwe, urywane głosy rybitw polujących na owady i na małe rybki. Długo czekali na złotą rybkę.
– Już jestem. Przyniosłeś rysunek? – nie wyjaśniając swojego spóźnienia zapytała Iwanka złota rybka.
– Przyniosłem – odpowiedział jej Iwanko i położył butelkę na wodzie.
– Iwan się ucieszy – powiedziała złota rybka. – Prosił mnie, abym przekazała tę perłę dla Kseni.
Podpłynęła złota rybka najbliżej jak mogła brzegu i z całej siły wypluła białą perłę z pyszczka po czym dodała:
– Iwan powiedział, że w pałacu jest dużo miejsca na rysunki Iwanka, a ja zgodziłam się być waszym kurierem – uśmiechnęła się.
Ucieszył się Iwanko i odpowiedział jej uśmiechając się:
– Powiedz mu, że jutro dostanie żółwia.
– Jakiego żółwia? – zdziwiła się złota rybka i (jakby ze strachu przed bycia ofiarą żółwia) otrząsnęła się – Brrrrrrrrrrr.
– Iwan wie jakiego – odpowiedział jej Iwanko uśmiechając się do matki.
– To do jutra – żegnając się z Iwankiem i Ksenią złota rybka pomachała ogonkiem i zniknęła w wodzie. Butelka z rysunkiem płynęła, płynęła, aż zniknęła z oczu Iwanka. Ksenia wzięła za rękę synka i poszli do domu.
Następnego dnia, gdy tylko przyszli nad Bug, zobaczyli na brzegu rzeki dużo pięknych białych pereł. Ale złotej rybki nie doczekali się. Iwanko zebrał wszystkie perły i oddał je matce, butelkę z rysunkiem wrzucił do wody. Cichutko odeszli.
– Mamusiu, pójdziemy jutro?
Ksenia uśmiechnęła się do synka patrząc na jego rumianą, pucołowatą twarz i głaszcząc go po długich, obfitych jasnoblond włosach odpowiedziała:
– Tak, synku. Pójdziemy.
Zadowolony Iwanko dodał:
– Na jutro spakuję mu wszystkie moje rysunki.
– Mam w zapasie dużo butelek – odpowiedziała mu z uśmiechem.
Poszli. W domu czekał na nich żur posypany nacią pietruszki, z kawałkami boczku, z jajkiem i z dodatkiem świeżo upieczonego chleba.
Po sutym obiedzie Iwanko zaskoczył matkę:
– Muszę dużo jeść. Złota rybka obiecała mi, że jak będę duży zaprowadzi mnie do Iwana. Obiecała na pewno
– Tak, synku. Złote rybki zawsze dotrzymują słowa. Pójdziemy do niej, jak będziesz duży – uśmiechnęła się Ksenia do synka i po matczynemu przytuliła go do siebie głaszcząc jego długie, obfite jasnoblond włosy.