Zdecydowałam się na obcięcie lotek Leonowi. Obserwowałam go podczas spaceru, jak próbował wzlecieć w górę na jednym skrzydle. Stawiałam go na drzewie, żeby próbował zeskoczyć używając choćby zdrowego skrzydła. Za każdym razem lądował na plecach i nie mógł się sam podnieść. Założony temblak też mu jednak przeszkadzał.
Wyczytałam w Internecie, że podcięte lotki ptakom odrastają. Bywa, że czasem dopiero po dwóch latach, ale jest to dla gołębia jakaś szansa, że może poleci. Pomyślałam sobie, że najpierw podetnę mu lotki na chorym skrzydle i poobserwuję. Zrobiłam to tak, jak swoim kurkom. Po tym „zabiegu” zauważyłam, że Leonowi sprawniej szło wystawianie nogi spod tego skrzydła na posadzkę. To zdecydowało, że postanowiłam mu tak samo podciąć i drugie lotki, żeby Leon miał równowagę i nie przewracał się na plecy. Bo kto go podniesie, gdy mnie nie będzie w pobliżu?
Po tej „specjalnej operacji” poszliśmy na spacer przed blok. Było lepiej, bo Leon już się nie przewracał. Zaniosłam go do domu. Postawiłam w salonie przy drzwiach, a on spokojnie sam przemaszerował całą szerokość salonu i zatrzymał się przy otwartych drzwiach balkonowych. Ostrożnie przestąpił balkonowy próg i powędrował do swojego „gołębnika”.