Niebywałe, czego dokonał Leon.
W czasie odkąd mam pod opieką Leona dużo czytam o gołębiach. O ich przywiązaniu do swoich gołębników. O tym, że właśnie to przywiązanie do gołębników jest wykorzystywane w przypadku gołębi pocztowych.
Nasz Leon nie ma obrączki, więc nie wiem, czy jest z gatunku gołębi pocztowych. Myślę, że raczej to zwykły gołąb miejski.
Plan w temacie rehabilitacji Leona był zupełnie inny. Skrzydło miałam mu uwolnić z temblaka 1 sierpnia, po czym miałam skonsultować się z Ptasim Azylem „Ptakolub” (już byłam umówiona na teleporadę). W następnej kolejności miałam go przewieźć do moich kurek. Może by się z nimi zaprzyjaźnił. Gdyby nie udało się, musiałby zostać z nami na balkonie.
Tymczasem wczoraj Leon zburzył cały plan w jednej sekundzie. „Wylądował” na trawie przed blokiem. Mąż wracając do domu zauważył go w ogródku przy wejściu do klatki schodowej. Wiedział, że to nasz gołąb. Poznał go po temblaku. Trochę miał kłopotu, żeby go złapać, ale jakoś sobie poradził i zaniósł go na balkon.
Prawie codziennie wychodziłam z nim na spacer przed blok. A jak nie mogłam wyjść, to oglądał świat z balkonu z pozycji mojego ramienia. Może wczoraj za długo zasiedziałam się na działce i postanowił sam spróbować swoich sił? Miał szczęście, że nie zrobił sobie krzywdy i jakoś wylądował w trawie pod balkonem. Ale dlaczego przyszedł pod wejście do klatki schodowej?
Zbliżał się wieczór – może bał się zostać na noc i postanowił wrócić do swojego gołębnika. Pieszo? Po schodach? A może czekał na mnie przed klatką schodową, że może nadejdę i go zabiorę?
Postanowiłam, że już teraz zdejmę mu ten temblak. Gdyby znów mu przyszło do głowy pójść na spacer, będzie mu łatwiej lądować. Był bardzo grzeczny, gdy mu ten bandaż/przylepiec zdejmowałam. W nagrodę zeszliśmy na dół na spacer. Postawiłam go na drzewie. Bał się zeskoczyć. Robiło się ciemno. Zaniosłam go do domu.
Noc i poranek bez niespodzianek.